Info

To moje pierwsze przedsięwzięcie tego typu więc prosiłabym o dość łagodne komentarze, krytyka nie jest bynajmniej zła ale w ograniczonych ilościach i bez użycia wulgaryzmów. Treść może zawierać elementy yaoi więc jeśli komuś to przeszkadza niech grzecznie opuści tę stronkę bez pozostawiania zbędnych śladów. Wulgarne i obrażające właścicielkę, bądź innych użytkowników komentarze zostaną natychmiastowo usunięte.

czwartek, 10 marca 2011

Ciemność Samotności Part III

Wybaczcie opóźnienie, ale naprawdę brakuje mi czasu. Zarywam nocki nawet, gdy nie piszę. Dziś trochę krócej. Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie.
Dziękuję za komentarze.

Ciemność Samotności
Part III


Niemożliwe. Przecież po śmierci swojego brata miał zamieszkać u wujostwa. Te nic nie wyrażające oczy rozpoznałbym wszędzie. Zresztą przez ten rok nie zmienił się zbytnio. Czarne włosy okalały jego twarz… Cholera. A chciałem go już nigdy nie zobaczyć. Nie słuchałem co mówili, świat jakby stanął w miejscu. Dotarły do mnie jedynie słowa, że jego kuzyn przeniesie się do tej klasy pod koniec tygodnia. Nauczyciel wskazał mu miejsce przede mną. Gdy się zbliżył nic nie świadczyło o tym, że mnie poznał. Jeny.. czy to naprawdę ten sam chłopak, który ze mną ćwiczył parkoura i breakdance’a?
- S-Sai? – spytałem niepewnie, gdy wypakował rzeczy. Spojrzał na mnie tymi beznamiętnymi oczami i posłał sztuczny uśmiech. Tak bardzo sztuczny, że aż zrobiło mi się żal. W końcu to moja wina, że został bez brata. Gdybym wtedy coś zrobił…
- Poznałeś mnie. – powiedział cicho. – Słuchaj Naruto. – spuścił wzrok. – Takie były zasady. – odwrócił się, gdy nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję. Zastanawiałem się nad znaczeniem jego słów. Czyżby mi wybaczył? Nie. Przecież nawet sam sobie nie potrafię wybaczyć. Więc on… on po prostu zrzucił winę na te cholerne zasady, którymi kierowali się wszyscy… którymi ja się kierowałem.
Ukryłem twarz w dłoniach. Poczucie winy, tak silne, że aż paliło mnie od środka, wróciło ze zdwojoną siłą. Nigdy się go nie pozbędę. Zawsze będzie coś… coś, co przypomni mi o tym jak postąpiłem. Cały świat zamknął się w moim wnętrzu.. w tym czymś, co zmuszało mnie do odtwarzania tamtej sytuacji. Byliśmy nierozłączni. Zawsze…
- Hej Naruto! – czarnowłosy chłopak biegł w moim kierunku uśmiechając się szeroko. Ten uśmiech był prawdziwy… szczery. Za nim podążał jego niewiele starszy brat. Zawsze, gdy ich widziałem, byli razem. Napotkałem spojrzenie Shina. Prócz zwykłej goryczy do świata, widziałem w jego oczach iskierki szczęścia. Nic dziwnego. W końcu pomimo przeciwności losu mógł być ze swoim bratem. W ich towarzystwie czułem tylko lekkie ukłucie zazdrości. Ja nie miałem nikogo, dla kogo znaczyłbym cokolwiek. Oni mieli siebie.
Na mojej szyi uwiesił się czarnooki. Jego włosy połaskotały moją twarz wyrywając z ust cichy chichot. W sercu na nowo rozpaliła się radość.
- Cześć Sai… - odwzajemniłem uścisk. W tym świecie, gdzie granice się zacierają, posiadanie kogoś, komu można ufać, jest bezcenne. Ja miałem ich. Podniosłem wzrok i kiwnąłem głową. – Shin
Wyciągnąłem rękę, gdy zbliżył się na tyle by móc ją uścisnąć.
- Naruto. – To wystarczyło. Moje własne imię w jego ustach brzmiało jak zdanie: Nie jesteś sam. Uśmiechnąłem się szeroko. To był ten ostatni raz, gdy mój szeroki uśmiech był prawdziwy. Później stał się tylko maską.

- Naruto! – do mojej świadomości wdarł się krzyk Anko. Podniosłem rozkojarzony głowę, a w klasie rozległy się śmiechy. – Możesz mi powiedzieć, o czym mówiłam przez całą lekcję? – Pokręciłem przecząco głową. – Do dyrektora! – Jej głos podrażnił moje uszy. Chyba nigdy nie pojmę, jak można się tak drzeć stojąc kilka kroków od ucznia.
Spakowałem się. Wstałem i rzucając jeszcze jedno spojrzenie Saiowi, opuściłem klasę. Ze spuszczoną głową, pogrążony w ponurych myślach przemierzałem korytarze szkoły. Wychodząc zza zakrętu zderzyłem się nagle z jakimś człowiekiem. Wylądowałem na ziemi, w porę ustawiając ręce do podparcia się. Gdybym nie był rozkojarzony zapewne zachowałbym równowagę. Podniosłem wzrok przywołując na twarzy mój typowy głupawy uśmiech, który zrzedł mi, gdy tylko ujrzałem pochylającego się nade mną mężczyznę.
- Naruto? – brunet uniósł pytająco brwi i wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi wstać. Sory koleś, ale nie jestem jakąś sierotą! – miałem ochotę krzyknąć. Wstałem gwałtownie wpatrując się w człowieka, którego widziałem dziś rano. Czy ten człowiek mnie prześladuje? Rzuciłem mu wyzywające spojrzenie.
- Tak. A ty jesteś… - zamilkłem czekając, aż dokończy.
- Itachi Uchiha. – Uniosłem z zdziwieniu brwi. Ten Uchiha? Moja matka najwyraźniej trafiła na górę złota. Nie żebym popierał jej sposób zarobku. Co to, to nie! Ale…
- Miło poznać. – mruknąłem i wyminąłem go.
- Czekaj. – chwycił mnie za ramię. Wzdrygnąłem się. Nienawidzę, gdy ktoś mnie dotyka. Odwróciłem się z furią w oczach, a on puścił mnie uśmiechając się przepraszająco. Uspokoiłem oddech.
- Tak? – chciałem mieć tę rozmowę już daleko za sobą.
- Sai mi o tobie opowiadał. – zaciął się na chwilę, lecz zaraz uzupełnił. – Dopóki nie poznałem Kushiny, nie wiedziałem, kim jesteś.
Co? Sai… ale jak? – biłem się z myślami i nagle nastąpiło oświecenie.
- Jesteś jego kuzynem? – kiwnął potwierdzająco głową. To wystarczyło mi, bym stchórzył. – Wybacz, ale muszę już iść. Dyrektor mnie wzywa.
Odwróciłem się i biegiem ruszyłem przed siebie.

Zabiłeś go… Zniszczyłeś życie ludziom, którzy znaczyli dla ciebie najwięcej… powinieneś umrzeć… bez ciebie wszystko byłoby prostsze… oni by żyli… teraz egzystują!
Ciszę jaka zapadła, gdy wszedłem do klasy, można by kroić nożem. Próbowałem jak zawsze, uśmiechnąć się głupkowato, ale poczucie winy nie pozwalało mi na to. Ci, którzy nie pochodzą stamtąd co ja, zaskoczeni wpatrywali się we mnie. Czułem się jak małpa w zoo. Co mogłem im powiedzieć? Patrzcie, to właśnie moje prawdziwe oblicze?! Nie uwierzyliby. Zbyt dobrze grałem swą rolę każdego dnia. Śledziony uważnymi spojrzeniami wszystkich obecnych, dotarłem do swojej ławki. Powoli wypakowałem plecak i w ciszy zacząłem przepisywać znajdujący się na tablicy temat. Nawet nauczyciel patrzył na mnie dziwnie. Ja – uznawany za dziecko z ADHD, które nigdy nie przestaje przeszkadzać, które zawsze musi coś mówić, które jest największym utrapieniem pracowników tej szkoły – byłem cicho. Zachowywałem się jak zawsze… gdy jestem sam. W domu, na dzielnicy… wszędzie tam, gdzie nie ma oceniających mnie ludzi… zawsze byłem taki jak teraz.
Sai odwrócił się do mnie i zmierzył przenikliwym spojrzeniem. Wszyscy wokół czekali na możliwość podsłuchania. Chcieli przedstawienia, jakie odbywało się zawsze, gdy ktoś mnie zdenerwował. A denerwujące było właśnie takie patrzenie. Lecz oni nie wiedzieli. Nie zdawali sobie sprawy, że po prostu bałem się, iż ktoś pozna… pozna jaki jestem naprawdę. Przed Saiem nie musiałem udawać. On wiedział. Wiedział lepiej od kogokolwiek innego, jaki jestem.
- Naruto. – szepnął. Ten głos pozbawiony wcześniejszej sztuczności. Głos, jaki słyszałem dawniej. Głos tak podobny do głosu Shina. Mówiący – Nie jesteś sam. Ale jestem. Sam skazałem się na samotność.
- Przepraszam. – jęknąłem chcąc schować się gdzieś daleko stąd. Z dala od tych przenikliwych, przepełnionych bólem oczu. Oczu człowieka, który znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. – Przepraszam.
Wybiegłem z klasy nie zważając na krzyki. Przepraszam Sai.
Zatrzymałem się przed szkołą. Co ja robię? Potrzebowałem zapomnienia, lecz zamiast tego wróciły wszystkie wspomnienia. Usiadłem pod drzewem i zamknąłem oczy.
-Naruto! Ty głupi bachorze, co ci mówiłam?! Miałeś zrobić ten cholerny obiad gówniarzu! Nie będę trzymać pod swoim dachem pasożyta! – Moja matka krzyczała na mnie, raz po raz uderzając pasem po odsłoniętej skórze pleców. Celowała w inne miejsce, ale alkohol najwyraźniej robił swoje. Miałem pięć lat, kuliłem się w rogu pokoju marząc jedynie o tym, by przestała.
-Mamuś. – jęknąłem, pomiędzy kolejnymi uderzeniami. – Nie zdążyłem… sprzątałem… - nim udało mi się skończyć zdanie, przerwała mi drąc się.
- Jak kurwa nie zdążyłeś! Nie tak cię wychowywałam, ty bezmyślny…

Pamiętam tą sytuację do dziś. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że matka nienawidzi mnie przez mojego ojca. Ci, którzy go znają, mówią, że jestem do niego bardzo podobny. Gdy się o tym dowiedziałem, nie potrafiłem dłużej czuć do mojej rodzicielki tego, co ona do mnie. To był dla niej cios. Zostać samej z dwuletnim dzieckiem. Z kimś, kto swoim wyglądem przypomina jej o mężczyźnie, który ją porzucił. Moje istnienie nigdy nie było mile widziane. Marzeniem wielu osób była moja śmierć. Jednakże chciałem żyć… wbrew wszystkiemu stawiałem kolejny krok. Lecz każdy następny zbliżał mój świat ku ostatecznej zagładzie. Jedyne co mogłem ofiarować, to smutek, ból i śmierć. Walczyłem z tym… nadal walczę, ale nie zmienię przeszłości. Nie zmienię tego kim jestem. Pozostaje mi tylko to zaakceptować. I choć jest ciężko… robię to. Akceptuję swoją złą i dobrą stronę, przeszłość i teraźniejszość, bo to dzięki temu jestem tym, kim jestem.
Dzwonek przerwał moje rozmyślania. Uczniowie raźnie opuszczali mury szkoły. Otworzyłem oczy i wyłapałem sylwetki trzech osób idących w moim kierunku. Kiba rozmawiał entuzjastycznie z Sakurą, a Ino szła obok udając, że nie zwraca na nich uwagi. Mimo to, wiedziałem, że przysłuchuje się uważnie ich rozmowie. Czy możliwe, że…
- Naruto! – Napotkałem spojrzenie Kiby. Uniosłem pytająco brwi zdając sobie sprawę, że to wystarczająca reakcja, by kolega zaczął mówić. Szatyn podał mi moją torbę i zaczął gorączkowo tłumaczyć. – Ten nowy powiedział, że tańczy break’a! Mówił, że z wielką chęcią się do nas przyłączy… i że namówi swojego kuzyna, bo ich poprzednia drużyna się rozpadła… - po tym zdaniu wyłączyłem się. Do cholery!
-Naruto? – Shin patrzył na mnie uważnie. – Wszystko w porządku? – Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. Oczywiście, że wszystko było dobrze. W końcu przy ćwiczeniach salta w tył każdemu może się zdarzyć, że uderzy głową o ścianę. Gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, zacząłem się śmiać. Po chwili przyłączył się do mnie Sai, który na pewno pomyślał o tym samym. Tylko Shin - ten słodki, opiekuńczy Shin – nie wiedział o co nam chodzi.
Brunet powstrzymując kolejną falę śmiechu, tym razem wywołaną konsternacją brata, powiedział cicho.
- To jest zabawne. Trzeba mieć niezwykły talent, by po dwóch udanych próbach salta, zapomnieć, że jest się coraz bliżej ściany. – Po tym jakże niezwykle trafnym określeniu mojej inteligencji, śmialiśmy się już wszyscy. Nie miałem Saiowi za złe tego przytyku. Byliśmy niczym bracia, a rodzeństwo nie obraża się na siebie za drobne żarty.

- Naruto? – Głos Kiby wyrwał mnie macek wspomnień. Spojrzałem na niego zdekoncentrowany. – No nie wierzę! Ja się tu produkuję, a ty odpływasz. – udał obrażonego. – Mogłeś mi po prostu powiedzieć, że cię nudzę. – Sakura i Ino zaczęły cicho chichotać.
- Eeee… - zastanawiałem się co powiedzieć. – Sory stary! Po prostu się zamyśliłem. – Cała trójka obrzuciła mnie zdziwionym spojrzeniem, ale to szatyn krzyknął.
- Co zrobiłeś! – po chwili dodał udając niepokój. – Mam nadzieję, że nie czujesz się źle. Nie masz gorączki? Nie jesteś chory?
- Przestań. – Nadąłem obrażony policzki. – Jakbyś nie wiedział, ja też umiem myśleć.
- No właśnie nie wiedziałem. – to zdanie wywołało kolejną falę śmiechu, ale tym razem przyłączyłem się do nich. Więc jednak nie jestem sam. Uśmiechnąłem się w duchu.
- Czyli Sai dołączy do drużyny? - Szybkie kiwnięcie głową przez Kibę utwierdziło mnie w tym. Westchnąłem.
- Um.. Naruto? – Ino odezwała się nieśmiało. Spojrzałem na nią zdziwiony. Co jak co, ale nieśmiałość i Ino, to dwa różne światy. – Bo wiesz… - urwała. Uśmiechnąłem się do niej, by dodać jej odwagi. – Ja i Karin tańczyłyśmy trochę New Styl… Czy my…eee… - zająknęła się.
- Chciałybyście dołączyć? – Pierwszy raz zalała mnie niesamowita fala szczęścia. Gdy dojdą do nas Sai, jego kuzyn, Ino i Karin, będziemy mieć prawie pełen skład. Dziewczyna kiwnęła potakująco głową.
- Spytam się Karin, ale jestem pewna, że się zgodzi. – Uśmiechnąłem się szeroko.
- Ekstra!