Info

To moje pierwsze przedsięwzięcie tego typu więc prosiłabym o dość łagodne komentarze, krytyka nie jest bynajmniej zła ale w ograniczonych ilościach i bez użycia wulgaryzmów. Treść może zawierać elementy yaoi więc jeśli komuś to przeszkadza niech grzecznie opuści tę stronkę bez pozostawiania zbędnych śladów. Wulgarne i obrażające właścicielkę, bądź innych użytkowników komentarze zostaną natychmiastowo usunięte.

piątek, 28 stycznia 2011

Stracone Nadzieje cz.I r.9

 Wrzucam notkę dzisiaj, bo przez weekend będę miała ograniczony dostęp do neta, więc mogłoby się nie udać.
Uśmiech... - Shika nie jest kolegą Saska ;p On pracuje dla Konohy xD
Dreigo - szczerze to ja też nie sądziłam, że tak szybko dojdzie do ich spotkania... Czasem mam wrażenie, że to opowiadanie pisze się samo xD
Miki - miło mi, że przeczytałaś to coś co tu powstaje, ale liczę, że czasem pojawi się z twojej strony jakaś krytyka ;D
Dziękuję za wszystkie 3 komentarze xD
I już nie przedłużając zapraszam na kolejny rozdział.

~~~~~~Stracone Nadzieje~~~~~~
Część I - Dwa życia
Rozdział 9 -Brak wyboru


Dzwonek do drzwi rozległ się ponownie. Naruto spojrzał wyczekująco na Sasuke, a widząc, że ten najwyraźniej tego nie zauważył uparcie wpatrując się w swoje nogi, wstał zwracając na siebie uwagę bruneta i Gaary.
- Zapraszałeś kogoś dzisiaj? – Pusty, opanowany głos nie pasował do zaistniałej sytuacji, lecz mimo to wydobył się z ust blondyna.
- Tak. Miał przyjechać mój dobry znajomy. On.. jest hakerem, miał coś sprawdzić. – czarnooki przełknął nerwowo ślinę. Jego szanse na przeżycie malały z każdą sekundą, a umiejętność sztuki walki na nic zdałaby się w danym momencie. W końcu znajdował się w pomieszczeniu z dwiema uzbrojonymi osobami. Każdy jego ruch był bacznie obserwowany. Jedyne co mógł zrobić, to podporządkować się.
Kitsune wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Shukaku. Podszedł do niego i nachylił się nad jego uchem.
- Nie zabij go. – mruknął cicho, co wywołało lekki dreszcz u jego towarzysza. Nie zawracając sobie głowy przyczyną takiego stanu rzeczy opuścił pomieszczenie i znalazł się w przedpokoju, gdzie stał trochę zdenerwowany Nara. Wskazał mu ręką, by udał się na piętro i zajął tym, czym powinien. Sam podszedł do drzwi i wyjrzał przez wizjer. Kojarzył tego chłopaka, tylko nie pamiętał skąd. Niewiele starszy od niego białowłosy niecierpliwie przeskakiwał z nogi na nogę, a gdy znów wyciągnął rękę by zadzwonić, drzwi się uchyliły i został wciągnięty do środka. Zdezorientowany nie wiedział co się dzieje. Chciał stąd uciec, ale gdy poczuł, że ktoś przykłada mu broń do skroni i odbezpiecza ją, stanął nieruchomo. Tylko jego oddech świadczył o tym, jak bardzo się bał.
- Jak się nazywasz? – Przez pusty głos zakładnik nie potrafiłby jednoznacznie powiedzieć do kogo on należał.
- Houzaki Sugietsu. – Padła szybka odpowiedź, choć sam białowłosy nie wiedział, czy uda mu się cokolwiek powiedzieć. „Houzaki?” – w myślach blondyna pojawił się obraz dwójki chłopców odwiedzających jego ojca. Starszy z nich zawsze udawał się załatwiać jakieś sprawy z Minato, a młodszego zabierał do swojego pokoju. Miał wtedy siedem lat.
Zabezpieczył broń i schował ją do kieszeni. Odwrócił chłopaka przodem do siebie i spojrzał w jego brązowe oczy.
- Sui? – powiedział trochę niepewnie, co nie zdarzyło mu się już od dawna. Na twarzy zaskoczonego dwudziestolatka pojawiło się zdziwienie, które po chwili zamieniło się w szeroki uśmiech.
- Na.. – nie udało mu się dokończyć wypowiadanego słowa, bo Naruto zasłonił mu usta ręką.
- Kitsune. – poprawił go, by jego imię nie wydobyło się z ust dawnego kolegi. Skończył z przeszłością, albo raczej chciał ją wymazać. „Naruto Uzumaki nie istnieje. Jestem Kitsune.” – powtarzał w myślach każdego dnia mając nadzieję, że to w końcu stanie się prawdą.
Zabrał rękę z ust białowłosego i dał znak głową, by poszedł za nim.
- Co tam u ciebie? – spytał, by podtrzymać jakoś konwersacje i przy okazji zdobyć parę cennych informacji.
- Cóż przez pewien czas byłem w Oto… - słysząc tą nazwę w Naruto się zagotowało, lecz opanował złość. – Ale nasz szef zniknął jakieś pięć lat temu, a policja zrobiła łapankę na byłych członków gangu. Trafiłem do poprawczaka, miałem iść po nim na kilka lat do więzienia, ale zwolnili mnie warunkowo.
Lis otworzył drzwi do salonu i puścił przodem brązowookiego. Na widok dawnego przyjaciela Sasuke zerwał się z kanapy, ale znaczący ruch bronią w dłoni Gaary, zmusił go do powrotu do poprzedniej pozycji. Kitsune podszedł do swojego towarzysza i pochylił się nad nim.
- Mówi ci coś nazwisko Houzaki? – spytał przyciszonym głosem.
- Chodzi o tego mordercę z Kiri? – rudzielec uniósł lekko brwi, a Naruto pokiwał potakująco głową.
- To jego młodszy brat.
Nie zawracając sobie głowy zdziwieniem zielonookiego i nie zdając sobie sprawy z walki myśli jaka odbywała się w jego głowie. Powoli skierował się w stronę zajmowanego wcześniej miejsca. Rozsiadł się wygodnie przerzucając nogi przez oparcie fotela.
- Na czym to skończyliśmy? – zadał retoryczne pytanie. – Ach tak.. Uchiha rozumiesz, że nie masz już odwrotu prawda? – Brunet kiwnął potakująco głową. – Bardzo dobrze. Więc w tym wypadku wytłumaczysz swojemu przyjacielowi, w co go wciągnąłeś. – Chłopak pobladł lekko rozumiejąc, że nie ma już odwrotu, a Suigetsu spojrzał na niego pytająco.
- Później. – rzucił krótko Sasuke.
Po pięciu minutach ciszy, podczas której dało się słyszeć każdy oddech, drzwi do salony otworzyły się i stanął w nich znudzony szatyn. Kiwnął głową blondynowi, przekazując w ten sposób informację, że wszystko załatwione.
- W takim razie my się już zbieramy. – rzucił Kitsune i wyszedł. Gaara i Shikamaru poszli w jego ślady odprowadzani wzrokiem bruneta, w którym nad strachem przeważała ulga.

Po opuszczeniu miejsca zamieszkania Sasuke, Naruto wyciągnął kartkę w kierunku Nary.
- Masz mi go dokładnie sprawdzić. - szatyn kiwnął głową na znak że rozumie i odszedł w swoim kierunku.
Blondyn odwrócił się w stronę Gaary.
- W takim razie teraz mamy trochę wolnego. – w jego głosie prócz wciąż obecnej pustki, dało się dosłyszeć nutkę radości. – Więc.. co robimy?


Następny rozdział pojawi się 07.02.11
( Wybaczcie krótki rozdział, ale z powodu braku czasu i weny nie byłam w stanie więcej napisać.:( )
Serdecznie zapraszam

piątek, 21 stycznia 2011

Stracone Nadzieje cz.I r.8

Dziękuję za miłe komentarze.
AgiiChan - Cieszę się, że podoba ci się to co tu wypisuję, choć według mnie z każdym kolejnym rozdziałem jest coraz gorzej. Jak znajdziesz jakieś błędy wytknij mi je, dzięki temu będę mogła poprawić to co zaniedbuję;)
Uśmiech.. - Witam na blogu i mam nadzieję, że mimo wszystko zainteresuje cię to coś tutaj.
Pozdrawiam i nie przedłużając już zapraszam do czytania.:)





~~~~~~Stracone Nadzieje~~~~~~
Część I - Dwa życia
Rozdział 8 - Dług


Sasuke wykąpany po odbytym treningu poszedł do kuchni przygotować sobie kolację. Było po dwudziestej drugiej, więc nie spodziewał się żadnych gości. Dlatego też nie ubrał na siebie nic poza bokserkami – oczywiście czarnymi. Otworzył lodówkę i wyciągnął ser. Prostując się zauważył jakiś cień, a później rozległ się głos odjeżdżających motocykli. Zdezorientowany rzucił co trzymał na stół i pośpiesznie wciągając spodnie wyszedł przed dom. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to czerwona kartka za wycieraczką samochodu. Podszedł szybko do niego, nawet nie kłopocząc się z ubieraniem butów. Wyciągnął strzępek papieru i obejrzał.

JUTRO O 14 NIE WYCHODŹ Z DOMU
Uniósł w zdziwieniu brwi. „Kto śmie rozkazywać Uchiha?!”. Wściekły zgniótł kartkę, lecz po chwili, gdy pierwsze emocje opadły rozprostował ją i schował do kieszeni. Rozejrzał się trochę uspokojony i zauważył dwa ślady po motocyklach na swoim podjeździe. Nieświadomy bycia obserwowanym przez dwójkę nastolatków stojących za rogiem, wrócił szybko do domu. Zamknął drzwi i usiadł na schodach wiodących na piętro. Potarł brodę w zamyśleniu.
- Kurwa! – krzyknął nagle. – O co w tym wszystkim do cholery chodzi? – powiedział już spokojniej. Wyciągnął telefon i wybrał numer przyjaciela. Po trzecim sygnale rozległ się znajomy głos.
- Halo?
- Słuchaj masz wpaść jutro koło 12. Smsem wyślę ci adres.
- Dobra – rozłączył się. Co Sasuke totalnie olał zdając sobie sprawę, że o tej porze ludzie robią różne rzeczy, o których niekoniecznie chce słuchać.
Zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił prosząc kolegę o przybycie tak wcześnie. Nie miał pojęcia w co może go wpakować, bo sam najwyraźniej już się w coś wkopał. „Cholera!” Zaczął obracać między palcami telefon zagryzając lekko wargę. ”Cholera!” Podniósł wzrok rozglądając się po przedpokoju i szukając słabych punktów, które zapowiedziani jutrzejsi goście mogliby wykorzystać.
Jego wzrok zatrzymał się na jedynym zdjęciu jakie posiadał. Cóż matki mu nie zabiorą, bo już jej nie ma, więc może je zostawić. Zdał sobie sprawę, że będąc takim, jak chciał jego ojciec, nie ogranicza się żadnymi uczuciami. Dzięki temu nie mają szans go szantażować. Uśmiechnął się cynicznie. Tak, Uchiha nie posiada pięty Achillesa.
Uspokojony udał się spać.

Promienie porannego słońca zatańczyły na twarzy śpiącego bruneta. Zegarek stojący na ciemnobrązowej komodzie przy wielkim mahoniowym łóżku wskazywał godzinę 8:20. Kołdra znajdowała się na ziemi, a chłopak leżał rozwalony na całym łóżku nie zdając sobie z tego sprawy. Nagły powiew zimnego porannego powietrza wywołał dreszcz u nastolatka, który zaczął machać rękami w poszukiwaniu czegoś do przykrycia. Gdy to okazało się bezcelowe, otworzył swe czarne oczy i spojrzał na godzinę. Przeciągnął się z gracją i postawił nogi na zimnej pokrytej panelami podłodze. Sięgnął po leżącą na ziemi kołdrę i rzucił ją na łóżko, po czym szybko podszedł zamknąć okno.
Spojrzał na śpiącą jeszcze ulicę. Każdy dom wyglądał na bogaty. Wszystkie ogródki zadbane, idealne…aż zbyt idealne by mogły istnieć w prawdziwym świecie, ale cóż… świat, w którym żyli ci ludzie był inny. Tu liczyły się miliony w kieszeni i odpowiednio długa historia rodzinna. Doskonałość była najważniejsza. Rzucił okiem na swoje podwórko. Drzewa sakury porastały większą część trawnika, o który dbał wynajmowany przez jego ojca ogrodnik. Wszystko było jeszcze doskonalsze i bardziej dopracowane niż u reszty… każdy milimetr był zaplanowany i posiadał określoną funkcję. Nie widoczne lasery alarmu ukryte były w miejscach, których nikt by nie szukał. Kamera rejestrowała każdy ruch na podjeździe i w ogrodzie.
Brunet wybiegł pospiesznie z pokoju. „Kamery! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem!” Myśli gnały w jego głowie jak szalone. Był pewien, że dowie się teraz kto wczoraj złożył mu wizytę. Zbiegł na parter i skręcił w pierwsze drzwi na prawo. Znalazł się w gabinecie, w którym profesjonalnie rozmieszczone zostały ekrany ze wszystkich kamer zainstalowanych wokół domu. Usiadł na obrotowym fotelu przed głównym monitorem wyświetlający obraz z podjazdu i zaczął przeglądać archiwum.
W końcu znalazł nagranie z wczorajszego wieczoru. Puścił je od godziny 22 przyglądając się uważnie każdemu szczegółowi. Dokładnie o godzinie 22:14:34 obraz przez chwilę zamigał po czym pozostał w bezruchu. Różnice były niewielkie, ale dostrzegalne. Wiatr nie poruszał liśćmi na drzewach… wyglądało to jak zdjęcie. Żadnych naturalnych ruchów. Zmarszczył brwi rozmyślając nad czymś, a gdy czas pokazał 22:25:54 nastąpił przeskok i widział siebie koło samochodu z kartką w ręce. Uderzył pięścią w blat biurka. Włamano się do jego systemu i tymczasowo zmieniono obraz z kamery. Uznał, że ktoś zdeptał jego system obronny. Było to zrobione tak niechlujnie, iż uznać można było, że komuś się po prostu nie chciało. Wykonał pełny obrót na fotelu. Widać było, iż jest niesamowicie poirytowany. Wstał i wyszedł z pomieszczenia. Stanął w przedpokoju nerwowo przerzucając co rusz ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Zacisnął pięści po czym powoli je otworzył. Unormował oddech i już spokojny udał się do kuchni przygotować sobie śniadanie.
„Kto śmiał?!”- myśl kołatała się w głowie bruneta. Uderzał lekko palcami o blat stołu, gdy nagle zadzwonił telefon. „Numer prywatny?”
- Halo? – spytał zimnym głosem.
- Słuchaj, nie dam rady być tak wcześnie. Pociąg mi uciekł będę po 14. – usłyszał znajomy głos. „Cholera! Prawie w tym samym czasie co ci goście!”
- Dobra nie ma sprawy – zakończył rozmowę. Nie zastanawiał się skąd jego przyjaciel mimo wszystko wziął jego numer, ale nie był pewien, czy wszystko potoczy się tak jak powinno. Musiał trochę zmienić plan dzisiejszego dnia.
Zrobił sobie kawę i z parującym kubkiem udał się do siłowni. Miał jeszcze kilka godzin do wizyty. „Zobaczymy jak to będzie.” – oświadczył sobie w głowie, nieświadomie zwracając się do siebie w liczbie mnogiej.

O 13 po ciężkim treningu powlókł się pod prysznic. Ubrał luźne jeansy i czarną obcisłą bluzkę, po czym skierował się do kuchni po jakiś sok. Usiadł przy stole, a czas dłużył mu się niemiłosiernie w oczekiwaniu. Co chwilę zerkał nerwowo w stronę podjazdu. Potarł brodę i zmarszczył w zamyśleniu brwi.
Po paru minutach bezczynności włączył radio i zaczął wsłuchiwać się w tekst dobrze znanej mu piosenki. Wokalista zaczynał właśnie śpiewać drugą zwrotkę, gdy ktoś otworzył drzwi do jego kuchni. Zerwał się jak oparzony przywołując na twarz maskę zimnego drania.
- To jest ten Sasuke? – spytał swojego kolegę rudzielec, którego twarz ukryta była za maską. Po plecach bruneta przebiegł zimny dreszcz, gdy do jego uszu dotarł pozbawiony wszelkich uczuć głos. Do tej pory słyszał go tylko raz przedwczoraj i nie należał on bynajmniej do osobnika stojącego przed nim i celującego do niego z pistoletu. Stojący obok niego chłopak, który prócz maski miał zarzucony na głowę kaptur, kiwnął potakująco głową. – Mogłeś uprzedzić, że już go spotkałem. – w głosie Gaary można było usłyszeć nutkę żalu, lecz na jego stwierdzenie lider tylko wzruszy ramionami.
- Pora się odwdzięczyć za uratowanie życia Uchiha. – Czarnooki poznałby ten głos wszędzie. Przez moment można było dostrzec na jego twarzy szok, ale chwilowa słabość szybko przeminęła. Przyjrzał się uważnie przybyszowi. „Naruto?!” – niepewna myśl zakołatała mu w głowie, lecz na głos powiedział tylko.
- Kitsune.
- Miło, że pamiętasz. – Pusty głos zaprzeczał logicznemu znaczeniu wypowiadanego przez blondyna zdania. – Powinieneś zaprosić gości do salonu i podać coś do picia. – pouczył go niebieskooki z satysfakcją zauważając zaciskające się w geście bezradności pięści. – Gdzie ta słynna kultura potomka klanu Uchiha? – Gaara zauważył, że blondyn świetnie się bawi denerwując stojącego przed nimi bruneta.
Lis odrzucił kaptur i zdjął zasłaniającą twarz maskę. Patrząc na niego w danej chwili, można by go było uznać za pomnik. Na jego twarzy nie widać było żadnych uczuć, czy emocji, które odróżniają ludzi od zwykłych robotów. Panująca w jego oczach pustka wywołała na plecach bruneta kolejny dreszcz niepewności. Przynajmniej tak to sobie wmawiał, gdyż nigdy nie przyznałby się do tego, iż w danym momencie czuł jedynie strach. Lekko opalona dłoń blondyna powędrowała do kieszeni i wyciągnęła pistolet. Przerzucił go kilka razy z ręki do ręki patrząc wyczekująco na Sasuke. Ten jakby nagle zdając sobie sprawę o co chodzi wskazał dłonią by podążyli za nim. Wiedział, że rudzielec nie spuszcza go z oka i dalej celuje do niego ze swojej broni. Czuł się niepewnie, choć był w swoim domu.
- Więc o co chodzi? – Spytał zimno, gdy rozsiedli się już wygodnie w salonie… no może nie wszyscy, Gaara stał przy drzwiach świadomie odcinając brunetowi jedyną drogę ucieczki. Kitsune wyciągnął z kieszeni papierosa, na co czarnooki skrzywił się nieznacznie. Blondyn nic sobie z tego nie robiąc odpalił do i zaciągnął dymem.
- Kim jest Itachi Uchiha? – Naruto zaczął od setna sprawy, po czym strzepał popiół robiąc sobie popielniczkę z ulubionego dywanu bruneta. Sasuke nawet tego nie zauważył. Znów pytano go o brata, więc domyślił się, że to przez niego został w to wszystko wmieszany. Mimo, iż go nie znał, już zaczął go nienawidzić.
- Z tego co wiem to mój brat. – rozległ się odgłos odbezpieczanej broni, lecz blondyn machnął uspokajająco ręką na rudzielca. „Deja vu” – przeszło przez głowę brunetowi, gdy przypomniał sobie sytuacją z wczoraj.
- Twój zaginiony braciszek powiadasz? – to zdrobnienie w ustach Naruto zabrzmiało przerażająco. – Cóż przykro mi to mówić, ale nie masz wyjścia i musisz nam pomóc.
- Niby czemu? – żachnął się Uchiha dumnie unosząc głowę. – Nie macie nade mną władzy. – ironiczny uśmiech zagościł na jego twarzy, lecz zniknął zaraz po tym, jak blondyn wykrzywił usta w czymś, co od niechcenia można by nazwać uśmiechem.
- I tu się mylisz Sasuke. W danym momencie jesteś na naszej łasce. – pusty głos w połączeniu ze sztucznym wyrazem twarzy wstrząsnął czarnookim. „Czy to naprawdę ten sam Naruto?”
Gaara podszedł powoli do spiętego chłopaka i przyłożył mu broń do skroni. Pochylił się nad nim obdarzając spojrzeniem zielonych oczu.
- Nie warto się stawiać chłoptasiu. – powiedział mu cicho do ucha. – Zabiłem już nie jednego takiego jak ty. – Po wypowiedzeniu tych słów i wywołaniu w głowie bruneta jeszcze większego chaosu wrócił na swoje dawne miejsce.
- Możesz nam się przydać – powiedział rzeczowo niebieskooki, zachowując się jakby nie zauważył rozgrywającej się przed chwilą przed nim sceny. – Ale nie jesteś nam niezbędny, więc gdy będziesz robić problemy możemy się ciebie pozbyć. Zresztą…dostaliśmy cynk, że Akatsuki już na ciebie polują, ponoć zdradziłeś policji coś, czego nie powinieneś. Teraz tylko Konoha może dać ci odpowiednią ochronę. Dalej masz jakieś obiekcje do współpracy z nami?
Sasuke pokręcił przecząco głową czując w gardle dziwną gulę. „Wjebałem się w bagno!”- powiedział sobie w myślach zrezygnowany.
Naruto przygasił peta nogami tworząc dziurę w dywanie i kiwnął znacząco głową rudzielcowi. Ten zniknął na chwilę za drzwiami, po czym wrócił z Shikamaru. Szatyn znudzonym wzrokiem powiódł po całym pokoju nie zatrzymując na niczym wzroku, po czym ziewnął przeciągle.
- Co ty tu… - Brunet nie dokończył, bo przerwano mu brutalnie.
- Zamknij się. Nie jesteś na tyle ważny by się do mnie odzywać.  Nie bądź upierdliwy to nie przestawię ci tej twojej buźki. Jeny, ale to wszystko kłopotliwe.– Ku zdziwieniu czarnookiego słowa te wypowiedział nie kto inny, jak właśnie stojący w drzwiach kolega ze szkoły. W sumie Sasuke nigdy nie zamienił z nim zdania, ale wiedział, że chodzą razem do klasy i jest to jeden z przyjaciół Kiby.
- Gdzie znajduje się twój komputer? – Naruto przerwał rozmyślania Uchiha.
- Na górze w pokoju. – Chłopak za wszelką cenę starał się nie pokazać, jak bardzo jest zdziwiony i upokorzony całą tą sytuacją.
Nie czekając na nic więcej szatyn wyszedł z pomieszczenia.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy obecni w salonie spięli się w oczekiwaniu. Z przedpokoju dobiegł ich znudzony głos.
- Ale to wszystko kłopotliwe.


Następny rozdział pojawi się 30.01.11
( Trochę zamieszania w tym rozdziale, wybaczcie, ale chyba tracę wenę i wszystko mi się knoci;/)
Serdecznie zapraszam

niedziela, 16 stycznia 2011

Stracone Nadzieje cz.I r.7

~~~~~~Stracone Nadzieje~~~~~~
Część I - Dwa życia
Rozdział 7 -Informacje


Dwójka nastolatków przemierzała szybkim krokiem jedną z najbrzydszych dzielnic Tokio. Śmieci walały się po ulicy, a smród spalin i zwierzęcych odchodów drażnił ich zmysły węchu. Ludzie należący do marginesu społecznego schodzili im z drogi z szacunkiem. Tej parze nikt wolał nie podpadać. Wrzaski z różnych mieszkań i domów powoli zaczęły denerwować niższego chłopaka.
- Kyuu? Jesteś pewny, że ktoś taki mieszka w tej dzielnicy? – zapytał rudzielec marszcząc nos i pocierając coraz bardziej bolące uszy. Dziwne. Powoli zaczynał się czuć rozluźniony w towarzystwie blondyna.
Dopiero do dwóch minutach milczenia zdał sobie sprawę, że nazwał towarzysza skrótem, który wymyślił już dawno, ale nie miał zamiaru poprawić się lub co gorsza przeprosić. W jego mniemaniu byli sobie równi, choć wiedział, iż Lis miał wyższą pozycję niż on. Po za tym, skoro jeszcze żyje po wypowiedzeniu tego zdania, Kitsune nie zrobiło to żadnej różnicy. Nie doczekawszy się odpowiedzi prychnął poirytowany.
Idąc kawałek za swym „przewodnikiem” i samozwańczym liderem tej dwuosobowej drużyny Gaara zaczął się czuć olewany. Szacunek to jedno, ale swojego wspólnika nie można tak traktować. Przecież nie bez powodu musieli zacząć współpracować. Rozbicie tego gangu, było, jest i będzie najważniejszym ich zadaniem. A Kyuubi sam nie byłby w stanie tego dokonać. Nie było nawet pewności, że dokonają tego współpracując. Akatsuki byli naprawdę trudnymi przeciwnikami.
Blondyn zatrzymał się, a zamyślony rudzielec prawie w niego wszedł.
- Mógłbyś informować, kiedy się zatrzymujesz. – warknął z wyrzutem. Lis odwrócił się do niego i zmierzył go chłodnym spojrzeniem zaciskając usta w cienką linię.
- Nie jęcz. Na misji masz być taki jak w stosunku do innych, także w stosunku do mnie. – powiedział cicho pustym głosem raniąc od niedawna pojawiające się w sercu Gaary uczucia. – To tutaj. – wskazał na brudny budynek, z którego ścian odpadał tynk, a z dachu pozostały jedynie niewielkie fragmenty. Jego wzrok ocieplił się nieznacznie, jakby przepraszając zielonookiego za wcześniejsze pouczenia. Rudy z powrotem ukrył się za maską obojętności, ale w oczach prócz pustki pozostawała radość. „Kurwa! Ja się cieszę, że on traktuje mnie jak piąte koło u wozu” – zganił się w myślach, choć podświadomie wiedział, że ta radość wynika z faktu, iż został zauważony.
Naruto także zauważył, że ciężko mu mówić do Gaary takim głosem. W ogóle czuł się przy nim jakoś inaczej. Jakby znał go od lat i tylko czekał, aż prócz wspólnych misji pojawi się przyjaźń, a z nią nowe uczucia. Bał się tego. Bał jak cholera, że gdy to już dostanie, to również straci. Nie chciał znów musieć zamknąć wszystko co czuje za murem pustki. Niestety zdawał sobie sprawę, że już za późno Shukaku zajmuje już znaczące miejsce w tym czymś, co dawniej mógł nazwać sercem. Nie wiedział jak do tego doszło. Przecież Tsunade zna dłużej i była dla niego jak babcia, której nigdy nie poznał. Mimo to znaczyła dla niego tyle co wszyscy inni… prócz Gaary. Chociaż? Czy przypadkiem nie…
- Idziemy? – rozmyślania przerwał mu natarczywy głos zielonookiego. Kiwnął potakująco głową i przeszedł na drugą stronę ulicy. Bez wahania zapukał do drzwi. Rudzielca nieco to zdziwiło. Zaciekawiła go osoba, do której blondyn nie wchodzi nie pukając. W końcu nawet gdy przyszedł dzisiaj wieczorem po niego, po prostu sam sobie otworzył drzwi. Przecież nawet do gabinetu swojej przełożonej wchodzi jak do własnego pokoju. Chociaż.. nie był pewien, jak wchodzi do swojego pokoju, więc nie mógł mieć co do tego pewności. Marzenie z dzieciństwa zaczęło się spełniać, blondyn pozwala mu dostrzec coś więcej niż zwyczajową pustkę. Lecz dla Shukaku to dalej było zbyt mało.
- Kto? – rozległ się głos zza drzwi. Dziwnie znany Gaarze głos. Przypominający o… przeszłości? Rudzielec pokręcił ze zdenerwowaniem głową. Dzieci ulicy nie mają przeszłości, albo nie chcą o niej pamiętać. Może po za niektórymi wyjątkami – tu pomyślał o Lisie i jego ojcu. „Ciekawe dlaczego niczego wcześniej na ten temat nie wiedział?” – przeszło mu przez myśl.
- Kitsune – padła krótka odpowiedź. Po czym rozległo się pośpieszne otwieranie zamków w drzwiach. „Jeny, ile ten człowiek ma w domu zabezpieczeń! Czego on się tak boi?” – włączyła się naturalna ciekawość rudzielca, lecz nie odezwał się. Cóż mimo wszystko przed Lisem czuje spory respekt. Nie to żeby był gorszy. Co to, to nie. Ale po prostu.. tak jakoś. Życiowa fascynacja blondynem odcisnęła na nim swoje piętno.
Drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich czarna czupryna Yuury.
- Shukaku..? – wyszeptał przerażony na widok rudzielca, który zmierzył go tylko spojrzeniem i spojrzał na Naruto.
- Kitsune.. to zdrajca Suny.
- Wiem. – uciął blondyn wchodząc do mieszkania, a za nim to samo uczynił Gaara.
Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu, którego ściany wyłożone były zniszczonymi panelami. Podłogę pokrywał miękki dywan w kolorze dojrzałej wiśni. Pokój robił znacznie lepsze wrażenie niż ulica. Yuura nerwowo oglądając się za siebie otworzył jedne z drzwi również obłożonych panelami, także człowiek, który nie wiedziałby o ich istnieniu długo by szukał. Weszli za nim.
- Może chcecie coś do picia? Herbata? Kawa? – Brunet przełykał raz po raz ze strachu ślinę. Już chciał wstać i wyjść z pomieszczenia, w którym znajduje się dwoje najniebezpieczniejszych ludzi o jakich kiedykolwiek słyszał.
- Siadaj. – Padła krótka wypowiedź rudzielca.
- Mów co wiesz. – Blondyn przyłożył mu nóż do szyi. Twarz informatora zmieniła się z nerwowej na przerażoną. Gaara patrzył na te malujące się na niej emocje zafascynowany. Jednocześnie podziwiał puste spojrzenie jakim Kitsune obdarzał swojego… zakładnika?
- Nie wiem dużo! Nie zabijaj mnie! – Krzyk podrażnił wyczulony słuch Lisa. Docisnął nieświadomie nóż, a po szyi bruneta pociekła cienka stróżka krwi. Zapanowała cisza, przerywana jedynie głośnym oddechem Yuury. Naruto poruszył znacząco nożem.
- W gangu Akatsuki jest między innymi Sasori, który zdradził dawniej Sunę. – Powiedział na wydechu. – O nikim innym nie wiem. Ale słyszałem o jakimś Itackim Uchiha. Nie jestem pewien. – Mówił szybko i nie składnie. – Chyba jakiś Deidara.. bodajże kochanek Sasoriego… chyba blondyn.. ale nie jestem pewien.. gang założył chyba Madara… raczej na pewno.. nie ukrywa się z tym… jest jeszcze jeden taki morderca… Hidan? … nie wiem nic więcej. – Spojrzał błagalnie na Lisa.
Blondyn rzucił spojrzenie Gaarze.
- Miałeś z nim porachunki? – w odpowiedzi otrzymał tylko stanowcze kiwnięcie głowy. – Jest twój. – Zakończył i wyszedł.
„Uchiha.” Myśl krążyła spokojnie w głowie Naruto, gdy czekał przed mieszkaniem Yuury na swojego partnera. To nazwisko wprawiało go w melancholijny stan. I to niedawne spotkanie, które przypomniało mu o przeszłości. „Chyba będę musiał ci złożyć wizytę, Sasuke.” Uśmiechnął się do swoich myśli. Po chwili rozległ się krzyk bruneta. „Oj Yuura, Yuura… Za bardzo podpadłeś Shukaku. Zresztą i tak musiałbym cię wyeliminować. Nie powinieneś robić za podwójnego agenta.” Blondyn nie czuł współczucia, czy żalu. Śmierć była naturalną koleją rzeczy. Tylko nieliczni byli na tyle silni by przeżyć dość długo w tym świecie. Wszystko zależało także od tego, po czyjej staną stronie. Do tej pory było wiadomo – Konoha – i żadna inna możliwość, jeśli chce się być kimś. Teraz zaczyna się pojawiać alternatywa – Akatsuki – która może, ale nie musi, zwyciężyć. Zapowiadają się krwawe lata.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem i wyszedł przez nie rudzielec. Spojrzał uważnie na blondyna, a ten uniósł lekko kąciki warg w niepewnym półuśmiechu. Gaara odwdzięczył mu się tym samym.
- Idziemy złożyć raport, a później przerwa przed kolejnym rozkazem? – Zielonooki zagłębił się w pustej otchłani niebieskich oczu, a chore w jego mniemaniu myśli krążył zadziwiająco szybko w jego głowie. Już ustalał sobie plan gdzie pójdzie z blondynem by odpocząć przed kolejną misją.
- Nie. – To krótkie słowo zburzyło wszelkie zamierzenia Shukaku.
- Więc co robimy? – spytał z lekkim żalem w głosie. Niedosłyszalnym dla ludzi, którzy nie potrafią wsłuchać się w cudze uczucia.
- Idziemy zdać raport. – odparł Naruto trochę cieplejszym tonem, którego starał się do tej pory nie używać. – Później odwiedzimy mojego dawnego przyjaciela. – Gaara drgnął na te słowa. „Przyjaciel? Czy ktoś więcej?” Naruto zorientował się jak zabrzmiały jego słowa, jednak wolał pozostawić to tak jak jest, niż rozwodzić się tłumacząc jego relacje z Sasuke.

Powoli zbliżali się do głównej siedziby gangu Konoha. Całą drogę szli w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach. Naruto zastanawiał się, dlaczego nigdy nie słyszał o tym całym Itachim, a Gaara, co łączyło blondyna z tym jego przyjacielem. Ich kroki zagłuszały jeżdżące ulicą samochody, a tłumy ludzi wracających z pracy lub idących do niej zapełniały niewielkie chodniki. Chłopcy skręcili w pustą uliczkę, by po chwili wyjść na zupełnie inną ulicę. Różnica była powalająca. Ruch niewielki, a chodniki puste. Doszli do wejścia do siedziby gangu, po drodze mijając jakiegoś żebraka, który za wszelką cenę chciał pozostać niezauważony przez nastolatków. Tacy ludzie byli dobrymi informatorami i co najważniejsze tanimi.
Po przejściu przez zabezpieczenia rudzielec podążył za Naruto w stronę gabinetu Tsunade. Blondyn pchnął lekko drzwi i wszedł od razu rzucając się na kanapę, nic sobie nie robiąc z karcącego spojrzenia blondynki, która mimo wszystko nie zwróciła mu uwagi. Gaara stanął przy drzwiach niepewny stosunków jakie łączyły tę dwójkę.
- Usiądź. – Rzucił krótko Kitsune wskazując na fotel koło sofy. Shukaku wykonał prośbę, odruchowo traktując ją jak rozkaz. Zresztą ton Lisa był rozkazujący. Jak to mówią, każdy ma swoje zboczenia, a niebieskooki nawet nie dostrzega jak brzmi jego głos.
- Czego się dowiedzieliście? – Babcia spojrzała uważnie na chłopców, zastanawiając się jak długo rudzielec wytrzyma pod tyranią Kyuubiego.
- Niewiele... – Naruto przerwał powoli zapadającą ciszę. – Jedną z ważniejszych osób w gangu jest niejaki Sasori, który dawniej należał do Suny. Yuura został wyeliminowany za bycie podwójnym agentem. – To stwierdzenie zdziwiło nieco Gaarę. Czemu blondyn nie powiedział mu wszystkiego? – A i wspominał też coś o jakimś Itachim Uchiha. – Uzumaki wyciągnął papierosa i odpalił go nie zwracając uwagi na to, że Tsunade skrzywiła się, gdy dotarł do niej zapach dymu i zaczął drażnić jej czuły zmysł węchu.
- Nie słyszałam o Uchiha o takim imieniu. – Mruknęła.
- Ja też nie – powiedział szybko Lis. – Ale znam kogoś, kto może coś wiedzieć. – Jego oczy zabłyszczały dziwnie, a obserwujący do tej pory wszystko z boku rudzielec poczuł ukłucie żalu. – Zabieram Gaarę i pójdę złożyć mu wizytę. – Zielonooki poczuł wściekłość. Najpierw wykluczają go z rozmowy, a teraz…
- Nie jestem rzeczą, żebyś mógł mnie wziąć, bez spytania o zdanie. – Powiedział dumnie, obdarzając go pustym spojrzeniem, pod którym kryła się złość. Niebieskie oczy spojrzały na niego uważnie, a ich właściciel kiwnął lekko głową.
- Przykro mi, że tak to odbierasz. – Brak jakichkolwiek uczuć, czy emocji w głosie, kłócił się z sensem wypowiadanego przez Kitsune zdania. Tsunade zawahała się nie wiedząc jak złagodzić zaistniałą sytuację. „Musisz wytrzymać Shukaku” – pomyślała.- „Może wtedy w końcu się przed kimś otworzy”
- Więc niech taka będzie wasza misja, później zdacie mi z niej raport. – Zakończyła tonem świadczącym, iż powinni wyjść, bo nie ma na nic więcej czasu.
Zrezygnowany rudzielec powlókł się za blondynem. „To już szczyt wszystkiego! Jesteśmy równi! Równi, kurwa!” – Darł się w myślach ukrywając swą wściekłość przed światem. Teraz miał ochotę zabić każdego, kto coś do niego powie. Nawet nie zauważył, że Naruto nie kieruje się w stronę wyjścia z siedziby, tylko schodzą coraz niżej.

Dotarli do podziemnego parkingu, który był zastawiony wszelkiego rodzaju samochodami i innymi pojazdami. Blondyn podszedł do szafki stojącej koło czarnego mercedesa. Wpisał szybko kod otwierający i sięgnął do parę kluczyków. Zawahał się i spojrzał na stojącego za nim rudzielca.
- Potrafisz prowadzić motor?
To pytanie trochę zaskoczyło Gaarę, ale nie dał nic po sobie poznać i jedynie kiwnął potakująco głową. Po chwili trzymał już w ręku kluczyki do czarnej Hondy. Naruto właśnie siadał na czarno-czerwoną Yamahę.
- Dokąd jedziemy? – zielonooki zadał nurtujące go pytanie.
- Najpierw do mojej koleżanki. Chyba mówi ci coś nazwisko Hyuuga? – Kyuubi spojrzał znacząco na towarzysza.
- To najbardziej wpływowy klan współpracujący z Konohą. Mogą zdobyć informacje o wszystkich. – odpowiedział Shukaku.
- Praca domowa odrobiona. – Podsumował jego wypowiedź Uzumaki.- Jedziemy.
Przemierzali szybko ulice wiecznie żyjącego miasta, by w końcu wyjechać na jedną z najbogatszych dzielnic Tokio. Tu ruch był mniejszy więc mogli trochę przyspieszyć. Zatrzymali się pod wielką willą, otoczoną wysokim murem. Za bramą stał ochroniarz pilnujący, by nikt niepowołany nie przekroczył terenu posiadłości. Rzucił okiem na Kitsune i nie pytając o nic pozwolił im wjechać.
Gdy tylko zatrzymali się przed głównym wejściem, z domu wybiegła młoda dziewczyna z długimi ciemnofioletowymi włosami. Zarumieniła się na widok Lisa próbując sklecić jakieś powitanie. Naruto rzucił jej krótkie spojrzenie, na co ona zaprzestała tych prób i przyjęła służbowy wyraz twarzy, choć rumieniec nie schodził jej z policzków. Utkwiła wzrok w ziemi.
- O co chodzi Kitsune? – spytała niepewnie.
- Musisz się dowiedzieć gdzie mieszka Sasuke Uchiha. – Spojrzał na zegarek. Zbliżała się godzina dwudziesta druga. – Masz na to pięć minut.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i po chwili zniknęła we wnętrzu domu. Blondyn oparł się o motor patrząc pustym wzrokiem w miejsce, gdzie zniknęła.
- Myślisz, że się wyrobi? – Sabaku nie mógł znieść przedłużającej się ciszy. Naruto kiwnął tylko potakująco głową nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- Jest z klanu najlepszych. – powiedział cicho. – Oni widzą informację, tam, gdzie inni nawet by nie spojrzeli.
Rudzielec pokiwał ze zrozumieniem głową, zakładając ręce na łokcie. Po czterech minutach dziewczyna wyszła z zapisanym na kartce adresem.
- Dzięki Hinata. – Uzumaki wziął od niej kartkę. – Twój kuzyn go zna? – Spytał zauważając, że nie mieszkają zbyt daleko od siebie i zapewne chodzą do tej samej szkoły. Białooka kiwnęła potwierdzająco głową.
- Chodzi z nim do klasy, ja mam nauczanie indywidualne. – Blondyn podrapał się po karku, a jego twarz wyrażała głębokie skupienie.
- Niech się dowie o nim wszystkiego. – Powiedział po dwóch minutach milczenia. – A ty sprawdź jeszcze niejakiego Itachiego Uchiha. – Dziewczyna uniosła w zdziwieniu brwi. – Tak, ja też nie słyszałem o takim człowieku, ale zdobyłem informacje, które wskazują na to, że jednak istnieje.
Hyuuga kiwnęła głową na znak, że rozumie i wróciła do domu, a chłopcy wsiedli na motory.
„Sasuke, w co ty się wpakowałeś” – przeszło przez myśl blondynowi. W tym samym czasie rudzielec pomyślał – „Kimkolwiek jesteś, Sasuke, współczuję ci. Wmieszano cię w niezłe bagno.”


Następny rozdział pojawi się w weekend.
( Powiedzcie co o tym sądzicie, bo mnie to nie do końca zadowala.)
Serdecznie zapraszam

Info

Chciałabym poinformować o powstaniu mojego drugiego bloga z parą NaruGaa. 
Zainteresowanych odsyłam na adres: http://narugaa-yaoi.blogspot.com
Mam nadzieję, że będzie to miła alternatywa od SasuNaru. 
Tytuł opowiadania na tamtym blogu to: Wojna Dwóch Światów 
Notki będą się pojawiać 2-4 razy w miesiącu.
Życzę miłego czytania :)

środa, 12 stycznia 2011

Stracone Nadzieje cz.I r.6

Hej! Wasze oczy się nie mylą. Oto kolejna część Straconych nadziei. Co do zakończenia świątecznego opowiadania. Heh.. uznałam, że takie jest najbardziej kompromisowe zakończenie. Każdy sam sobie wybierze co się działo dalej. Chyba nie chcielibyście czytać mojej wizji, która opiera się na tym, iż Naru leci do Anglii ich samolot się rozbija, Sasuke jest kompletnie załamany, ludzie wreszcie doceniają sztukę blondyna i staje się on sławny na cały świat xD Ja wiem, że mam czarny humor, ale czasem jak mam naprawdę dobry dzień to dam radę napisać coś szczęśliwego (np.4 część ŚO). Pozdrawiam i już nie przedłużam bardziej.
PS. Dzięki za komentarze.
~~~~~~Stracone Nadzieje~~~~~~
Część I - Dwa życia
Rozdział 6 -Akatsuki


Impreza okazała się dla Sasuke najgorszym koszmarem. Nie dość, że w połowie urwał mu się film, to jak się dowiedział po przebudzeniu, przespał się z Sakurą i oznajmił jej, iż od teraz są parą. Totalnie załamany, na pożegnanie wycałowany przez swoją nową…dziewczynę?, wykończony postanowił wrócić do domu. Wyszedł z domu Neij’ego i poszedł na pobliski parking, a jego samochodu nie było.
- Kurwa co jest?! Przecież wczoraj go tu zostawiałem. – wyciągnął komórkę i wybrał numer do Kiby. Po trzecim sygnale skacowany głos w końcu odezwał się w słuchawce.
- Haaaaaalo? – ziewanie zniekształciło nieco głos chłopaka.
- Kiba, kurwa, wiesz gdzie jest mój samochód? – po drugiej stronie słuchawki zapanowało milczenie.
- To ty nie wiesz? – odezwał się niepewnie głos przyjaciela. Gdy nie doczekał się żadnej reakcji, uzupełnił swoją wypowiedź. – Wczoraj wyszedłeś z imprezy i mówiłeś, że go odstawiłeś do siebie. Ale czekaj chwilę. Shikamaru jechał z tobą. Spytam go.
Brunet stał jak słup na parkingu. „Że co ja kurwa zrobiłem?!” Kręcił z niedowierzaniem głową myśląc o swojej głupocie. „Jeny, czego ja jeszcze nie pamiętam?” – jęknął w duchu.
- Ojciec mnie zabije. – szepnął do siebie.
Z telefonu dobiegały do niego jakieś strzępki rozmowy. Po pięciu minutach, które czarnookiemu dłużyły się niczym tygodnie, usłyszał w końcu głos Kiby.
- Shikamaru mówi, że samochód stoi na policyjnym parkingu i masz 3 dni na odbiór go i zapłacenie mandatu.
- Ja pierdole. – zaklął. – Dzięki za info, stary. – Rozłączył się i ruszył na piechotę do domu. „Masakra, czym mnie jeszcze zaskoczą?”- powtarzał w głowie jak mantrę.

Jakby tego było mało, gdy doszedł pod dom czekało tam na niego dwunastu uzbrojonych policjantów. „Czego oni jeszcze chcą?” Spojrzał na nich obojętnym wzrokiem godnym Uchihy, mimo że w duchu czuł się gorzej niż niepewnie. Rozpoznał starego przyjaciela swojego ojca Hatake Kakashiego, który był tu komendantem policji.
- O co chodzi? – Brunet skierował do niego swoje słowa, a siwowłosy zmierzył go uważnym spojrzeniem.
- Wyrosłeś Sasuke. – Skrzywił się w duchu słysząc ten komentarz, ale na zewnątrz zachowałem kamienną twarz. – Mamy do ciebie jedno pytanie. – wystawił do niego rękę z jakąś kartką. – Znasz go? – Uchiha spojrzał na zdjęcie mężczyzny uderzająco do niego podobnego. Niemożliwe – pomyślał.- Czy to może być..?
- Nie znam, ale podejrzewam, że to może być mój brat. – Nagle znalazł się na celowniku wszystkich policjantów. Kakashi machnął uspokajająco rękę i broń z powrotem zabezpieczona została schowana.
- Zaginiony syn Fugaku? – mruknął pod nosem komendant. – No cóż Sasuke. Dziękujemy za pomoc. Bardzo nam się przydała twoja odpowiedź.
Czarnooki spojrzał na niego z mordem w oczach. Nienawidził być niedoinformowany.
- Po co wam to było wiedzieć?
- Nie wnikaj w sprawy Akastuki… - zamilkł nagle orientując się, że powiedział za dużo i wsiadł szybko do radiowozu, po czym wszystkie policyjne samochody odjechały z piskiem opon zostawiając Sasuke samego z niewyjaśnioną sprawą.
Akatsuki? – przeszło mu przez myśl.
Spojrzał jeszcze w kierunku, gdzie odjechały policyjne samochody i wszedł do domu. Postanowił, że jeśli nie znajdzie niczego w tym jakże wielkim świecie zwanym Internetem, odnowi dawne znajomości i włamie się do policyjnej bazy danych. Uśmiechnął się na myśl, jak włamuje się do ich tajnych dokumentów nie zostając wykrytym. „W końcu jakieś urozmaicenie tego monotonnego życia ucznia.” Życie na granicy prawa zawsze mu się podobało, a świadomość, że jest coś, co dotyczy jego, a on nie ma na ten temat żadnych informacji, wystarczająco zmotywowała go do radykalnych czynów. Przecież był Uchiha, a oni nie mogą być niedoinformowani. Brak informacji był dla niego równoznaczny z przyznaniem się do słabości, a on nie był słaby.
Wykrzywiając wargi w ironiczny uśmieszek włączył laptopa i już po chwili znajdował się na głównej stronie przeglądarki. Wpisał słowo „Akatsuki” w wyszukiwarce, a otrzymane wyniki wywołały na jego twarzy oznaki zdziwienia. Musiało to być rzeczywiście dziwne, skoro nawet wielki pan Uchiha okazał swoje emocje w tamtej chwili. Nie ważne, że był sam. Żeby maska nie spadła przy innych, trzeba ją nosić ciągle.
Na samej górze znajdował się pierwszy z wyników: „Klub Akatsuki – nowy lokal w mieście”.
- Hm.. może być ciekawie. – mruknął klikając na główną stronę baru. Po przejrzeniu całej zawartości znalazł coś co go zaciekawiło. A mianowicie link do podstrony umieszczony na samym dole i ukryty za pomocą dopasowania go do tła. Bruneta naprawdę ciężko było zaskoczyć, lecz to, iż klikając w niego wyskoczyło pole do wpisania hasła nie było normalne i wywołało na jego twarzy szok.
Potarł palcami podbródek usilnie zastanawiając się co zrobić.
Sięgnął po telefon jednocześnie szukając w szafce numeru starego kolegi.
- Kurwa… to musi gdzieś tu być. – jęczał pod nosem. – Jest! – powiedział zadowolony.
Wybrał szybko numer na telefonie. Piii.. „Kurwa odbierz.” Pii… „No nie rób sobie jaj.” Pii… „Odbierz do cholery, odbierz!” Pii… Już miał się rozłączyć, gdy usłyszał znajomy głos.
- Halo?
- Cześ tu Sasuke. Mam sprawę.
- Oo – po drugiej stronie rozległ się odgłos niedowierzania. – Szanowny pan Uchiha postanowił zadzwonić do kumpla po… - zapadła chwila ciszy. – Czterech latach nie odzywania się?
- Nie pierdol! Musisz mi w czymś pomóc. – brunet powoli tracił cierpliwość.
- Och.. Nie denerwuj się słońce – ironiczny głos z słuchawki zaczął doprowadzać czarnookiego do szału. – Zdaję sobie sprawę, że jakbyś mnie nie potrzebował to byś nie dzwonił, ale mógłbyś być milszy dla ludzi, od których potrzebujesz pomocy. – w głosie rozmówcy można było dosłyszeć nutkę żalu.
- Kurwa! Weź mnie nie denerwuj. Mam dzisiaj wyjątkowo zły dzień. – mruknął trochę spokojniej Sasuke zdając sobie sprawę, że mimo wszystko jego dawny przyjaciel ma rację.
- Ach.. księżniczka ma zły humorek. Więc księżniczka wyżywa się na ludziach, których potrzebuje. – rozmówca zdał sobie sprawę, że wygrał tę rozgrywkę, więc może jeszcze pomęczyć bruneta.
- Pomożesz, czy nie? – syknął Uchiha starając się zachować twarz.
- No nie wiem czy będę miał czas… - rozległ się śmiech po drugiej stronie słuchawki.
- To wal się! – wkurwiony czarnooki rozłączył się.
Spojrzał na okno, za którym widać było jedną z ładniejszych uliczek na obrzeżach Tokio. Lubił tu mieszkać, przynajmniej miał spokój i oddalony był nieco od brudnego, zanieczyszczonego powietrza głównych ulic. Jednak bez samochodu dojazd do centrum zajmował sporo czasu. W godzinach szczytu nawet samochodem nie dało się dojechać krócej niż dwie, trzy godziny. Westchnął i ponownie wybrał numer kolegi. Tym razem odebrał po pierwszym sygnale, jakby wiedział, że brunet zadzwoni jeszcze raz.
- To jak będzie? – spytał znacznie spokojniejszy niż wcześniej.
- Zależy o co chodzi. Wiesz, że jestem na warunkowym. – padła poważna odpowiedź.
- Nie wydaje mi się to nielegalne…
- Tobie nic nigdy nie wydawało się nielegalne – przerwał mu ostry ton.
- Eee tam, marudzisz. – Uchiha zaśmiał się cicho. Bądź co bądź chłopak, z którym rozmawiał był jednym z nielicznych, którzy widzieli prawdziwego Sasuke. – Ale może być niebezpieczne. – dokończył przerwane zdanie.
- Już się boję – jęknął rozmówca. – Jak ty mówisz, że coś może być niebezpieczne, to znaczy, że mam się zacząć obawiać o swoje życie.
- Co ty, nie będzie tak źle – próbował odruchowo pocieszyć kolegę. - To jak wchodzisz w to?
- Ale tak w ciemno? – zapytał niepewnie.
- A co ty myślisz, że ci wszystko wytłumaczę bez zabezpieczenia, iż mnie nie zdradzisz? – pytanie Sasuke zabrzmiało ostro i mogłoby złamać wolę każdego.
- Uchiha jak zawsze taki sam. – w głosie rozmówcy słychać było oburzenie i niewielką ilość strachu. – Nie ufa nawet przyjaciołom. Czy ja cię kiedyś zdradziłem?
Zapadło milczenie.
- No w sumie nie. – powiedział cicho brunet. – Ale nigdy nie miałeś też takiej możliwości. Zawsze siedziałeś we wszystkim po uszy razem ze mną.
- I to powinien być właśnie powód do zaufania mi. – robił dalej wyrzuty przyjaciel.
- Przestań marudzić. – fuknął coraz bardziej zirytowany zachowaniem kolegi czarnooki. – Ostatni raz pytam. Wchodzisz, czy nie? Bo jak nie to znajdę kogoś innego.
- Wchodzę – rozległ się z słuchawki zrezygnowany głos.
- Wytłumaczę ci resztę jak się spotkamy. – Sasuke już miał zakończyć rozmowę, gdy padło pytanie.
- Czyli kiedy?
- Zadzwonię.
Rozłączył się. Położył telefon na stole i poszedł wziąć prysznic. Jak zawsze zapobiegawczo, dzwonił z zastrzeżonego numeru, tak więc może mieć pewność, że TEN człowiek nie będzie go męczył ciągłymi telefonami.
Po odprężającej kąpieli przebrał się w czyste ubrania i postanowił coś zjeść. Wchodząc do kuchni rzucił jeszcze okiem na podjazd. Stał na nim jego samochód.
- Kurwa. Przecież powinien być na parkingu policyjnym. – warknął. Ubrał buty i wyszedł na podwórko. Podszedł do swojego cudownego auta. Żadnej rysy, ani innych uszkodzeń na gołe oko nie zobaczył. Za to za wycieraczką znajdowała się kartka.
„ Zwracamy samochód. Komendant potwierdził znajomość z panem. Kluczyk w stacyjce.”
Otworzył drzwi i zabrał klucze. „Co za głupota zostawiać samochód otwarty w tym mieście! Czy tym policjantom na maksa odbiło? Skoro nie zadzwonili do drzwi musiałem ich wczoraj przestraszyć. Kurwa, czego ja nie pamiętam?!” – drąc się w myślach wrócił do domu i poszedł przygotować sobie coś do zjedzenia. Najdziwniejsze było to, że nie miał kaca, lecz był tylko zmęczony.

Po skończonym posiłku usiadł przed telewizorem i zaczął oglądać nowy film sensacyjno – przygodowy, oczywiście produkcji amerykańskiej. W końcu mieszkając w Japonii uznał, że ich narodowe filmy to śmiecie. Każdy woli co innego powtarzają mu ludzie słysząc jego opinię.
Rozległ się dzwonek telefonu. Wstał i szybko skierował się do swojego pokoju, gdzie zostawił to nieszczęsne urządzenie, będące dla wielu cudem techniki.
- Halo? – spytał nie poznając numeru.
- Sasuke – rozległ się poważny głos jego ojca, a on mimowolnie przełknął głośno ślinę. – Nigdy więcej ma się to nie powtórzyć. – Fugaku Uchiha był osobą, która nie musiała podnosić głosu by podporządkować sobie ludzi. Był straszny. Tak bardzo straszny, że nawet brunet czuł przed nim respekt. No i co najgorsze dla czarnookiego, zawsze wchodził mu na ambicje. Dla chłopaka, który chciał być przez niego dostrzeżonym, a nie jedynie krytykowanym, niektóre słowa ojca był niczym nóż wbity we wciąż krwawiące serce. – Zawiodłem się na tobie. – Cztery znienawidzone słowa bruneta padły z ust osoby, od której nie chciał ich już nigdy słyszeć. Starał się. Najwyraźniej za słabo. – Wyobraź sobie, jak się poczułem, gdy Kakashi poinformował mnie o twoim mandacie. Oczywiście umorzył go, w końcu to dzięki mnie ma porządną pracę, ale sam fakt.. – przerwał. – Nigdy więcej.
- Ale tato… - Starszy Uchiha rozłączył się nie dając mu nawet dojść do słowa. – Kurwa! Jak zawsze. – Uderzył pięścią w stół. Rzucił telefon na łóżko i szybkim krokiem skierował się do piwnicy, w której miał urządzoną siłownię.
- Nigdy więcej… nie chcę słyszeć… tych słów… - powtarzał za każdym razem uderzając w worek treningowy.
Zbliżał się wieczór. Sasuke zamiast bezmyślnie walić w co popadnie rozpoczął codzienny trening siłowy. „Jutro niedziela.” Zauważył ambitnie i skrzywił się. „ Będę musiał dowiedzieć się, co jeszcze działo się na tej imprezie. Mam nadzieję, że tej różowowłosej kurewki nie zaprosiłem na weekend. Muszę mieć gdzie przyjąć ważnego gościa. W końcu gdzieś zatrzymać się będzie musiał” – dokończył przypominając sobie wcześniejszą rozmowę ze starym znajomym.
- Będziemy siedzieć w tym razem. – powiedział cicho. – Jak za dawnych beztroskich lat.


Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie pod koniec przyszłego tygodnia (czwartek-sobota)
( Mam nadzieję, że rozdział zadowalający. Sama nie potrafię tego ocenić. )
Serdecznie zapraszam

niedziela, 9 stycznia 2011

Czar Świąt 5/5

Do czytelników. Chcieliście szczęśliwe zakończenie... ja takiego nie chciałam... moja wyobraźnia poszła na kompromis. Więc zapraszam na czytanie.

"Czar świąt"

26.12


Poczułem lekki dotyk na moich ustach. Zdziwiony otworzyłem oczy i zobaczyłem pochylającego się nade mną Sasuke. Uśmiechnąłem się lekko.
- Śpiąca królewna raczyła się obudzić. - Chyba próbował powiedzieć to z kpiną, ale mu się nie udało. Wyszło tak słodko, że zacząłem się śmiać. Gdy gratisowo obdarzył mnie widokiem swojej naburmuszonej miny, o mało nie spadłem z łóżka. Najwyraźniej go wkurzyłem i po chwili, mimo wszystko, wylądowałem z hukiem na ziemi. Drzwi za mną się otworzyły i odwracając się zobaczyłem głowę Deidary. Kurwa! Jak on wygląda z rana. Nie potrafiłem powstrzymać się od wlepiania w niego oczu, czego najwyraźniej nie dostrzegł.
- Macie zamiar nas tak budzić codziennie? - jego głos można by uznać za wzburzony jedynie porównując do głosu zdenerwowanego przedszkolaka. Nie miałem siły się dłużej powstrzymywać i wybuchłem śmiechem. O dziwo Sasuke również zaczął się śmiać. Przybliżył się i objął mnie lekko od tyłu opierając się głową na mojej rozczochranej czuprynie. W takiej pozycji nie mogłem widzieć jego miny. Teme! Wirowałem oczami poruszając nieznacznie głową, by mimo braku możliwości, zobaczyć jaką maskę założył w danym momencie. To musiało wyglądać niezwykle śmiesznie, gdyż po Deidara zasłonił sobie usta ręką za wszelką cenę próbując się nie roześmiać. No co? Spojrzałem na niego wzrokiem bazyliszka.
- Skoro wszyscy już wstali to co powiecie na śniadanie? – W drzwiach pojawił się Sasori obejmując w tali blondyna. Chyba się trochę zawiesiłem, bo zorientowałem się, że Sasuke już mnie nie trzyma, gdy stanął przede mną. Jestem prawie w stu procentach pewien, że moja mina „Nie-wiem-co-się-dzieje” wyglądała przekomicznie.
- Ziemia do Naruto, ziemia do Naruto! – powiedział…wesoło? Sasuke. – Uzumaki, Lisie zgłoś się. – zrobiłem naburmuszoną minę słysząc to przezwisko. Odwróciłem głowę udając wielce obrażonego.
Po chwili rozległy się śmiechy, a tuż przy moim uchu poczułem ciepło oddechu. Nawet nie zauważyłem, że zamknąłem oczy. Ktoś zamknął drzwi.
- Nie nadymaj tak policzków. – usłyszałem cichy szept bruneta. Jeny, czy zwykły oddech może tak palić skórę? Nie poruszyłem się, choć serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Spiąłem się, gdy położył mi ręce na brzuchu. Po chwili poczułem delikatny pocałunek na karku, niczym dotyk motyla. Kurwa! Robię się zbyt miękki. Jak tak dalej pójdzie nie dam sobie rady w tym syfie zwanym światem. Rozluźniłem się i mruknąłem z aprobatą, gdy przesunął ręce wzdłuż mojej klatki piersiowej zahaczając o sutki. Po chwili zdałem sobie sprawę, że przecież Sasori mówił coś o śniadaniu. Odsunąłem głowę Sasuke i spojrzałem mu w oczy. Znów to nieme pytanie ukryte pod powierzchnią ciemnych tęczówek.
- Śniadanie - mruknąłem i wybiegłem z pokoju. Brunet poszedł w moje ślady.
- Będę pierwszy – krzyknął wyprzedzając mnie. Nie masz szans! – krzyknąłem w myślach. I zaczęliśmy się ścigać do kuchni. Nie ma to jak wrócić do czasów rywalizacji. Ze śmiechem równocześnie dopadliśmy drzwi kuchni.
- Byłem pierwszy – spojrzałem na Sasuke z wyższością.
- Chyba ci się coś pomyliło. To ja byłem pierwszy. – Zaczęliśmy się kłócić, a reszta siedzących już przy stole gości patrzyła na nas ze śmiechem. W końcu postanowiłem wyciągnąć ciężkie działa. Zgarbiłem się i rzuciłem mu spojrzenie zbitego psa, czując jak do oczu napływają mi łzy. Umiejętność płakania na zawołanie się przydaje i nikt nie powinien temu zaprzeczać. Włożyłem ręce w kieszenie piżamy i mruknąłem cicho.
- Dobra, wygrałeś. – Cisza jaka zapanowała po tym stwierdzeniu mogła być porównywalna jedynie do wyłączenia nastawionej na cały regulator wieży. Uśmiechnąłem się w duchu. Teraz już wygrałem.
- Naru, jednak miałeś rację. – Sasuke położył mi rękę na ramieniu. Tak, tak, tak!!! Uchiha przyznaje się do błędu. Jestem genialny. – To ty wygrałeś. – odwróciłem się do niego wyszczerzając zęby i rzucając mu spojrzenie zwycięzcy. Czy mi się wydaje , czy bruneta zamurowało. – Orz ty! To było nieuczciwe. Nie liczy się. – znów zaczął się na mnie wydzierać, a ja nic sobie z tego nie robiąc usiadłem przy stole zbierając wyrazy podziwu od reszty. Cóż, oni też pewnie nie widzieli, by Sasuke kiedykolwiek przyznał się do błędu. Nawet Itachi pogratulował mi kunsztu aktorskiego.

Od godziny leżeliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy jakiś film akcji. Gdybym ja jeszcze wiedział co się w nim dzieje! Sasori i Deidara pojechali do pracy. Masakra! Pracować w święta. Nie ma to jak być policjantem. Itachi zabrał resztę bandy i pojechali odwiedzić Hidana. Skończyło się więc na tym, że ja z Sasuke zostaliśmy nie mając nic do roboty.
- Eee… Sasuke? – odezwałem się w końcu, ale nie doczekałem się reakcji z jego strony. – Gniewasz się? – przysunąłem twarz do jego i zrobiłem słodkie oczka. Spojrzał na mnie obojętnie. Zerwałem się na równe nogi. I odsunąłem od niego. – Przepraszam – mruknąłem tak cicho, że pewnie nie usłyszał, po czym wyszedłem z salonu, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Czemu on tak na mnie patrzył? Jak wszyscy ludzie. Aż tak jest zły? Kurwa! Naprawdę robię się miękki, przed tymi świętami potrafiłem nie zwracać uwagi na takie spojrzenia. W sumie, to przecież tylko jego spojrzenie tak na mnie działa. Wiem, że zwykle patrzy tak na każdego, ale gdy kierował wzrok na mnie prócz obojętności zawsze było wyzwanie. Czemu zwykła obojętność tak na mnie działa?
Zaprzeczeniem miłości nie jest nienawiść, tylko obojętność, bo gdy kogoś nienawidzimy, to znaczy, że darzymy go jakimś uczuciem.
Słowa same pojawiły się w mojej głowie i zrozumiałem, że to co czuję do tego drania, to… Ale cholera! Dlaczego on.. po tym co było wczoraj.. przecież mówił…
Usiadłem pod ścianą w korytarzu prowadzącym do sypialni bruneta i rozpłakałem się. Miałem wrażenie jakby moje posklejane byle jak serce, zostało z powrotem rozbite na tysiące kawałków. Zdałem sobie sprawę, że serce niczym wazon, może być miliony razy sklejane, lecz za każdym razem będzie wyglądało inaczej. Możliwe, że pewna część się zgubi i już na zawsze nie będziemy mogli zaufać. A co najważniejsze, do sklejenia tysięcy kawałków potrzeba czasu.
Twarz miałem ukrytą w dłoniach, oczy zamknięte. Łzy ciurkiem płynęły po moich policzkach. Ciałem wstrząsał cichy szloch. Znowu sam.
- Naruto? – usłyszałem nad sobą głos drania. – Naru? – nie zareagowałem. Czy troska w jego głosie znów jest udawana? – Przepraszam, Naru… przepraszam – mówił coraz ciszej i przytulił mnie.
Chciałem go odepchnąć, ale resztki serca jakie mi pozostały lgnęły do niego niczym ćmy do światła. Dziwne, że człowiek jak one potrafi sparzyć się dziesiątki razy i dalej próbować.
Powoli się uspokajałem. Gładził rękami moje plecy, a ja zarzuciłem mu ręce na szyję. Powoli, bardzo powoli otworzyłem oczy. Moje spojrzenie spotkało się z jego, a to co w nim zobaczyłem wystarczyło, bym mu wybaczył. W końcu spojrzał na mnie bez maski. Jestem pewien. Uśmiechnąłem się lekko, po czym brunet złączył nasze usta w pocałunku. Było on taki delikatny, a jednocześnie pełen namiętności. Nie ma szans, nie oddam mu dominacji. W ten sposób rozpoczęła się walka języków, tworząca niezwykły taniec. Remis. Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza.
- To co robimy? – spytał Sasuke siadając naprzeciwko mnie.
Wzruszyłem ramionami.
- Umiesz gotować? – spojrzał na mnie niepewnie. Kiwnąłem potakująco głową.
- Chodź zrobię jakiś obiad. Nie tylko ty jesteś głodny. – wystawiłem mu język uśmiechając się głupkowato i pobiegłem do kuchni.

-Sasuke wyłącz gaz bo się mięso przypali. – powiedziałem mieszając sałatkę.
- Nie mogę nakrywam stół! – odkrzyknął mi brunet. Cholera! Zaraz nie będzie się do niczego nadawało to mięso, a tak się starałem.
- Ja to zrobię. – usłyszałem głos Itackiego i po chwili gaz został wyłączony.
- Dzięki. Wcześnie wróciliście. – uśmiechnąłem się do brata mojego.. chłopaka? Przyjaciela? Kochanka?
Do kuchni weszła reszta ekipy i jakiś koleś o białych włosach. Przyjrzałem mu się uważnie i oceniłem go jako totalnie dziwnego.
- To Hidan. – przedstawił nowoprzybyłego Pain. – Wróciliśmy wcześniej, bo on chciał ciebie poznać. Po za tym dzwonił Deidara i mówił, że niedługo wpadną z Sasorim. Ponoć jakaś sprawa do ciebie Naru.
Uniosłem w zdziwieniu brwi. Sprawa do mnie? Czego może chcieć ode mnie policja?
- Co za sprawa? – spytał Sasuke, który niewiadomo kiedy pojawił się w kuchni i stał teraz za mną.
- Nie mamy pojęcia – mruknęła poirytowana Konan.
- A ty jak zawsze wściekła, że czegoś nie wiesz. – Nagato spojrzał na swoją dziewczynę krzywo. No i rozpętała się kłótnia, którą jak zawsze wygrała niebieskowołosa.
O co może chodzić? Zadawałem sobie w głowie retoryczne pytanie. Przez cały obiad byłem pogrążony w myślach. Nie zwróciłem więc uwagi na fakt, iż reszta wychwala moje potrawy.
- Jesteś synem Minato, Naruto? – Zapytał Hidan, gdy skończył jeść. Przytaknąłem. – Kiedyś go poznałem. Gdyby nie on pewnie nie pracowałbym teraz w policji, a był przez nią łapany. – Uśmiechnął się. A ja uniosłem w zdziwieniu brwi.
Ach.. więc chciał mnie poznać, bo ma dług u mojego ojca. Niezwykle podłe. Skrzywiłem się. Czy naprawdę nikt nie chce mnie znać od tak sobie, bo to ja?
- Acha – mruknąłem cicho. – Nie wspominał o tobie. Ale miło poznać. – powiedziałem TYM głosem, co zwróciło uwagę wszystkich. Kurwa! Deja vu! Pytające spojrzenie Sasuke zbyłem wzruszeniem ramion.
Wstałem od stołu i skierowałem się do salonu, gdzie włączyłem telewizor i zacząłem skakać po kanałach szukając czegoś ciekawego.
Po chwili dołączył do mnie Sasuke.
Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem. Oparłem głowę o jego ramię i przełączyłem na kanał AXN. Siedzieliśmy parę minut w ciszy. Aż nagle z przedpokoju dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu.
-Halo? – usłyszeliśmy głos Konan.
- A więc… aha – ściszyła głos, więc byliśmy zmuszeni podejść do drzwi i zacząć nasłuchiwać.
- To będzie dla niego cudowna niespodzianka…. – przerwała. Najwyraźniej w danej chwili mówił ktoś kto dzwonił. – ale… No wiem.. tylko, że on tu… tak też to zauważyłam.. może nie być tak miło jak mówisz… dobra. Będziemy czekać. – odłożyła słuchawkę. – Nagato! – wydarła się. – Deidara z Sasorim niedługo będą! – zrobiła krótką przerwę. – Itachi!
- Co jest dziewczyno? Nie drzyj się tak. – Usłyszeliśmy głos starszego Uchiha.
- Wpadnie na chwilę dwójka gości. Odgrzej coś z obiadu. – Niebieskowłosa powiedziała słodko.
Uchyliłem drzwi salonu i spojrzałem na rozgrywającą się tam akcję. Czarnooki marszczył w dziwieniu brwi.
- Nie marszcz się tak bo zmarszczek dostaniesz. – rzuciłem niedbale zwracając na siebie ich uwagę i dając Konan możliwość ulotnienia się. Niestety nie wyszło jej. Gdy była już na ostatnim schodku Itachi zauważył jej nieobecność.
- CO ZA GOŚCIE?! – krzyknął do niej i pobiegł za nią.
Zwróciłem wzrok w stronę Sasuke.
- Ciekawe o co chodzi. – mruknąłem.
- Też chciał bym to wiedzieć – powiedział zmartwiony.

Siedzieliśmy w milczeniu w pokoju Sasuke i czekaliśmy na niezapowiedzianych gości. Brunet co chwilę rzucał mi zmartwione spojrzenia, co mnie powoli zaczynało irytować. Nie potrafiłem się jednak wściec, gdyż dla mnie to było również dziwne. O co może chodzić? Czy w moim życiu muszą następować kolejne zmiany, tuż po tym jak wszystko zaczęło się układać? Sasuke…czy ty wiesz coś czego ja nie wiem? Spojrzałem na niego smutno i napotkałem jego wzrok.
- O co chodzi Sasuke? – zdałem sobie sprawę, że wypowiedziałem te słowa na głos dopiero, gdy uśmiechnął się do mnie smutno.
- O nic… - powiedział niepewnie, ale gdy uraczyłem go karcącym spojrzeniem, dopowiedział. – Nie znoszę niepewności. Nie mam pojęcia, czy znów się wszystko nie zawali. – westchnął, a ja pokiwałem smutno głową.
- Obiecaj, że mnie nigdy nie zostawisz. – mruknąłem. Potrzebowałem teraz pewności, czegoś co będzie stałe niezależnie od chwili. Brunet spojrzał na mnie nieco zdziwiony, po czym uśmiechnął się ciepło. Tak jak jeszcze nigdy się nie uśmiechał.
- Obiecuję. – podszedł do mnie i pocałował. Najpierw delikatnie muskał moje usta, a gdy uchyliłem je zapraszająco, badał swoim językiem wnętrze. Odwdzięczałem się tym samym. Całowaliśmy się, jakby to był ostatni pocałunek, jakbyśmy chcieli na wieczność zapamiętać smak drugiej osoby. Jego dłonie znalazły się pod moją koszulką, a moje gładziły jego kark.
Ktoś otworzył z hukiem drzwi. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na przybysza. Niemożliwe. Patrzyłem w szoku na stojącą w drzwiach Tsunade. Babcia? Co ona tu robi? Przecież zginęła trzy lata temu!
- Eee.. przepraszam, że przeszkadzam. Powiedzieli, że tu jesteście. Naruto? – spojrzała na mnie niepewnie. Odkaszlnąłem i rzuciłem okiem na nic nie rozumiejącego Sasuke.
- To jest moja babcia Tsunade – przedstawiłem blondynkę brunetowi. – Babciu, to mój… ee – spojrzałem na niego niepewnie, a gdy pokiwał głową, dokończyłem – chłopak Sasuke Uchiha. – zapadło pełne napięcia milczenie. – Babciu.. przecież ty…
- Wybacz Naruto – przerwała mi. – Po rozbiciu ważnego gangu, ja i Jiraya musieliśmy zniknąć. Teraz, gdy wszystko już się skończyło mogliśmy w końcu wrócić. Przepraszam, że mnie nie było dwa lata temu.. – podbiegła i przytuliła mnie, a ja byłem w szoku. Odsunąłem ją niepewnie od siebie.
- Co teraz będzie?
- Jak to co? Zamieszkasz z nami. Umiesz angielski, bo uczyłeś się go od małego, więc nie sprawi ci problemu mieszkanie w Anglii. – spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- W Anglii? – Sasuke również był w szoku. – Ale ja mam tu szkołę, przyjaciół…
- Kakashi mówił jak wygląda twoja sytuacja z rówieśnikami. W Anglii będziesz mógł zacząć od nowa, poznasz nowych przyjaciół.
- Nie! – krzyknąłem. – Myślisz, że możesz tu pojawiać się po trzech latach i dyktować mi jak żyć? Dwa lata mieszkam sam i sobie radzę! – wybiegłem z pokoju trzaskając drzwiami. W przedpokoju wpadłem na Jiraye, który chciał się ze mną przywitać. Wyminąłem go i wyleciałem z domu. Znów na boso, bez kurtki. Walić to. Czułem w oczach łzy. Pobiegłem do parku i usiadłem na jednej z ławek. Już się nie powstrzymywałem tylko płakałem. Dlaczego ja? Czemu, gdy wydaje się, że wszystko się układa, coś musi to zniszczyć? Nie chcę już tak żyć! Podkuliłem do siebie nogi i schowałem twarz w rękach. Koszmar! Wraca, gdy uważamy, że wszystko już jest w porządku.
Usłyszałem kroki. Kogo niesie?! Nie widać, że chcę być sam?!
- Naru? – odezwał się niepewnie Sasuke. – Nic…
Nie dałem mu dokończyć. Rzuciłem się mu w ramiona i zatopiłem swoje usta w jego. Chcę pamiętać!
Gdy oderwałem się od niego dalej będąc przytulonym, moim ciałem nie przestawał wstrząsać szloch. Gładził mnie po plecach.
- Naru.. To nie musi być koniec przyjaźni. – spojrzałem na niego niepewnie. – Do skończenia liceum zostało ci tylko kilka miesięcy. Będziesz mógł pójść na studia, gdzie będziesz chciał. – Uśmiechnął się.
- Sasuke… Bądź szczęśliwy. – wykrztusiłem tylko ponownie wtulając się w jego tors. Zaczynało mi być zimno. Znów.
- Naruto… przecież to ja obiecałem, że nigdy cię nie opuszczę. Będę czekał. Choćby wieczność. – posiedzieliśmy chwilę w milczeniu. – Chodźmy już, bo się przeziębisz. – powiedział nagle, opatulając mnie swoją kurtką i podając moje buty, które zabrał z domu.


Następny rozdział Straconych Nadziei pojawi się pomiędzy wtorkiem a sobotą.
( Obiecuję, że rozdział będzie dłuższy niż dotychczas:) )
Serdecznie zapraszam

czwartek, 6 stycznia 2011

Brak Notki

Wybaczcie dzisiaj nie pojawi się nowa notka. Powód jest prosty, wczoraj zawirusował się mi komputer, co skończyło się zniszczeniem mojego ukochanego dysku C. W wyniku tego problemu załatanego mniej więcej 10 minut temu (musiałam instalować nowgo windowsa) utraciłam dokument, w którym zapisany miałam kolejny rozdział. Napiszę go od początku jutro poinformuję o dacie wstawienia go.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie.
Bye.

środa, 5 stycznia 2011

Czar Świąt 4/5

Wybaczcie mi to kolejne spóźnienie, alenie miałam możliwości skorzystania wcześniej z internetu.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Jeśli się uda jutro wstawię ostatnią część.
Zapraszam do czytania.
Opowiadanie świąteczne
"Czar świąt"

25.12

Obudziłem się czując przyjemne ciepło obok. Instynktownie wtuliłem się w nie i wtedy włączyła się świadomość. Ciepło? Obok mnie? Przypomniałem sobie swą prośbę skierowaną wczoraj do bruneta i odsunąłem się. Niestety trochę zbyt gwałtownie, bo po chwili znalazłem się na podłodze. Zwabiony hałasem Kakashi otworzył drzwi w momencie, gdy lekko potłuczony wstałem z ziemi. Huk obudził pewnie każdego w tym domu, dlatego nie zdziwiłem się, gdy usłyszałem przy uchu głos Sasuke.
- Co ty robisz na ziemi?
Spaliłem buraka. Nic w tym dziwnego, przecież to musiało wyglądać idiotycznie. Wściekły na cały świat schowałem się pod kołdrę, którą spadając zdjęłem z łóżka. Położyłem się na podłodze i powiedziałem, żeby wyszli. Po chwili usłyszałem śmiechy. Kurwa! Jak ja nienawidzę gdy się ze mnie śmieją. Od dwóch lat nic tylko wyśmiewanie się ze mnie. Mam dość! Czy marzenie by choć raz w życiu coś mi się udało, to zbyt wiele?! Chcę mieć po prostu znów rodzinę i ludzi, którzy mnie kochają! Wiem, że oni nie chcieli mnie obrazić, ale za każdym razem gdy słyszę, że ktoś się ze mnie śmieje, przed oczami pojawiają mi się te chwile. Sytuacje, które chciałbym z życia wymazać. Cholera! Szczęście jest takie ulotne. Przychodzi na chwilę byśmy później za nim tęsknili. Tylko, że.. nie umielibyśmy go docenić, gdyby nie było smutku, prawda? Ech.. To moje małe, bezsensowne życie coraz bardziej mnie męczy.
Wstałem z podłogi i podszedłem do plecaka, który ktoś ustawił w rogu. Wyciągnąłem jedną z moich koszulek i spodnie, po czym ubrałem się szybko. Dzisiaj będziemy otwierać prezenty. Pewnie każdy jest już w salonie i czekają tylko na mnie. Ciekawe czy przysłaliby kogoś, jakbym zrobił im na złość i jak najdłużej odwlekał zejście na dół?
Rozmyślania przerwało mi pukanie do drzwi. Ktoś uchylił je lekko, a moim oczom ukazała się ruda głowa Sasoriego.
- Idziesz już? Wszyscy czekają. – nie no, a ja myślałem, że są ciut cierpliwsi. Kiwnąłem potakująco głową i wyminąłem go w drzwiach kierując się w stronę salonu. Rudy jak cień podążył za mną. Cholera! Nie musicie mnie pilnować! Jestem już dużym dzieckiem. W danym momencie nie liczył się głos rozsądku, który mówił, że przecież Sasori też idzie do salonu. Teraz przez chwilę byłem poirytowanym nastolatkiem niezrozumiałym przez świat. Przecież każdemu wolno choć jeden dzień być dzieckiem. Zwłaszcza, że ja od dwóch lat musiałem być dorosły zawsze. W każdej sytuacji.
Prychnąłem, gdy w ostatnim korytarzu wyprzedził mnie i otworzył mi drzwi do salonu. Co to ja baba jestem? Spojrzałem na niego wrogo, na co on uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Dżentelmen się znalazł od siedmiu boleści. Wszedłem do salonu wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechem. Tak. Pewnie Kakashi wszystko im opowiedział. Zacisnąłem usta w cienką linię i usiadłem w wolnym fotelu. Gdy Sasori rozsiadł się wygodnie, Itachi niczym małe dziecko rzucił się do choinki. Chwycił leżący najbliżej prezent.
- To dla ciebie. – Podał Kakashiemu prezent, który pomógł mi wybrać dla niego Sasuke. Wszyscy zaciekawieni patrzyli jak go rozpakowuje.
- Obraz? – mruknął zdziwiony siwowłosy. Ze wszystkich stron rozległy się głosy „Pokaż!”, „Co dostałeś?”, „Ekstra!”. Rozejrzał się po zgromadzonych, zapewne zastanawiając się od kogo ten prezent. Zatrzymał na mnie wzrok i uśmiechnął się mówiąc ciche „Dziękuję”. Wzruszyłem lekko ramionami.
Gdy wszyscy obejrzeli moje dzieło Itachi chwycił kolejną paczkę, dzięki czemu znalazł się w centrum uwagi. Deidara uśmiechnął się triumfująco i wyrwał paczkę brunetowi rzucając ją mi. Skrzywiłem się widząc neonowy żółty kolor. Jakby to ujęły dziewczyny ze szkoły – oczojebny. Niepewnie rozpakowałem prezent szykując się na najgorsze. Co to kurwa ma być?! Miałem ochotę krzyknąć. Strój lisa ewidentnie kupiony w sex shopie. Zamiast jednak rzucić się z pięściami na blondyna, uśmiechnąłem się oszczędnie i popukałem w głowę.
- Jesteś jakiś niewyżyty seksualnie? – zapytałem poważnie, a wszyscy zaczęli się śmiać. Dei całkowicie nie przejęty uśmiechnął się.
- Przecież ten strój do ciebie pasuje – powiedział udając oburzenie. – Wąsiki już masz. – miałem ochotę zatłuc go za wyszczerz, którym mnie obdarzył po wypowiedzeniu tego zdania. Chyba reszta zauważyła, że mina mi zrzedła, bo ucichli. A Sasuke spojrzał na mnie pytająco. Deidara nie wiedząc o co chodzi obdarzył mnie przepraszającym uśmiechem.
- A tak właściwie skąd masz te blizny? – spytał siedzący do tej pory cicho Nagato. Konan nieskutecznie próbowała go uciszyć. Zamknąłem oczy by nie wybuchnąć. To pytanie mnie denerwuje, albo wyciska ze mnie łzy. Wszystko zależy od sytuacji w jakiej się znajduję. Spojrzałem po wszystkich i uciszyłem ręką Sasoriego, który chciał zacząć wrzeszczeć na fioletowowłosego.
- To pamiątka – powiedziałem TYM głosem. Widziałem jak wzdrygnęli się, gdy go usłyszeli. – Bym nie zapomniał, że to była moja wina. – W ich oczach widziałem współczucie i litość. To przelało czarę goryczy i już się nie powstrzymywałem. – Co się tak kurwa patrzycie! Nie chcę współczucia! I to kurwa była moja wina! Pierdolić was! – krzyknąłem na koniec i wyszedłem by przypadkiem kogoś nie pobić. Ubrałem buty i kurtkę i wyszedłem z domu. Za sobą usłyszałem trzask drzwi. Kogo ciągnie?! Muszę ochłonąć. Kroki były coraz bliżej.
Po chwili poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Chciałem ją rzucić, ale odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą Sasuke. Nie patrzył na mnie tak jak tamci. W jego spojrzeniu kryło się nieme pytanie.
- Chodźmy do parku wszystko ci opowiem. – powiedziałem cicho. Kiwnął głową na znak, że rozumie i skierował się ze mną w stronę parku.

Usiedliśmy na jednej z nielicznych odśnieżonych ławek. Wokół było mnóstwo drzew, a w oddali majaczyła świątecznie wystrojona choinka. Odetchnąłem kilka razy. I spojrzałem na Sasuke, który cierpliwie czekał.
- Ile powiedział ci Itachi? – zacząłem od upewnienia się, że jego informacje są bardzo ubogie.
- Powiedział, że dwa lata temu w święta straciłeś rodziców. – przerwał na chwilę. – I, że to był wypadek.
Pokiwałem smutno głową. Spojrzałem na leniwie płynące po niebie obłoki. Wypadek? W moich myślach pojawiło się słowo, które męczy mnie od dwóch lat. Czułem przytłaczające poczucie winy. Powstrzymałem łzy. Wziąłem głębszy wdech i odwróciłem głowę w stronę bruneta. Zdawałem sobie sprawę, że będę w stanie mówić jedynie TYM głosem, lecz czułem, że Sasuke nie będzie to tak bardzo przeszkadzać.
- Żeby zrozumieć, dlaczego to jest dla mnie tak trudne, musimy się cofnąć jakieś 4 lata. – zrobiłem na chwilę przerwę. – Trafiłem wtedy do szpitala, gdyż zostałem pobity. Poznałem tam chłopca z domu dziecka. Na początku staliśmy się przyjaciółmi. W ciągu czterech miesięcy po tym jak wyzdrowiałem moi rodzice, po długich namowach, zaadoptowali go. Nazywał się Gaara No Sabaku i sam również stracił rodzinę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to za ból, ale starałem się dać mu to co stracił. Przysiągłem, że nie spocznę póki nie zobaczę na jego twarzy uśmiechu. Po roku znajomości staliśmy się dla siebie kimś więcej. Czułem, że go kocham, a on odwdzięczał mi się równie wielką miłością. – skrzywiłem się lekko mówiąc o uczuciach. Lecz tych byłem pewien i nie wstydziłem się ich. – Było coraz lepiej. Miałem cudownych rodziców, którzy akceptowali to kim byłem i świetnego chłopaka, który ze mną mieszkał. Niestety nie osiągnąłem tego, co przysiągłem sobie obiecać. Nie ujrzałem na jego twarzy prawdziwego uśmiechu, aż do Wigilii, która miała miejsce dwa lata temu. Kupiłem mu prezent, który wyrażał jak wiele dla mnie znaczy. Wtedy zobaczyłem na jego twarzy uśmiech. – patrzyłem tępo w buty. Czy nawet nie będę umiał już za nimi płakać? Wyciągnąłem wiszący na mojej szyi wisiorek z trzema kryształami i pokazałem go Sasuke. Z tyłu największego z nich były wygrawerowane słowa „ Daję ci miłość po grób” – Nikomu prócz mi nie chciało się iść na spacer. W końcu był późny wieczór. – mówiłem coraz wolniej i ciszej. – Namówiłem wszystkich by ze mną poszli do parku. Przebiegłem przez ulicę, moi rodzice i Gaara byli kilka metrów za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem nadjeżdżający samochód. Krzyknąłem do nich „UWAGA!”. Odwrócili się i na moich oczach zostali potrąceni. Kierowca jechał sporo powyżej ograniczenia. Był pijany. Kawałki szkła ze szyby, zostawiły mi te blizny na twarzy. Moi rodzice... zginęli na miejscu. Gaara... umarł w drodze do szpitala. A ja... zostałem sam. – Zamilkłem. Przełknąłem ślinę i spojrzałem w oczy mojemu rozmówcy. Znalazłem w nich nutkę zrozumienia.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, po czym brunet objął mnie lekko.
- Teraz już wszystko będzie dobrze. – szepnął. Och, jak ja bym chciał, żeby to była prawda. Ale nie wierzę w cuda. Chciałbym się cieszyć tym co mam, ale chyba mi nie wychodzi, bo nie mam nic. Chociaż.. przecież teraz mam Sasuke. Pokręciłem głową i wstałem. Ruszyliśmy spowrotem do domu.

- Sasuke! Naruto! – Itachi wybiegł z salonu i ścisnął nas jakby chciał nam połamać wszystkie żebra. Skrzywiłem się i wystękałem by mnie puścił. – Przepraszam Naruś za niego. – powiedział robiąc słodkie oczka. Wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem co powiedzieć, lecz wyręczył mnie młodszy Uchiha.
- Naruto musiał się uspokoić, żeby przypadkiem nie pobić kogoś w święta, ale nie jest zły – uśmiechnąłem się lekko.
Z pokoju wyszedł Deidara. Wyglądał jak zbity pies. Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco, na co odetchnął z ulgą. Rzucił nerwowe spojrzenie Itachiemu, lecz ten był zajęty mną. Wróciliśmy do salonu.
- Oj Itasiu – Sasuke rzucił bratu pobłażliwe spojrzenie. – nie mogłeś się oprzeć, by nie rozpakować wszystkich prezentów. – Starszy Uchiha zignorował swojego brata.
- Naruś, dzięki za świetny prezet. Nie sądziłem, że zapamiętasz, że ten mi się spodobał. – Uśmiechnął się do mnie szeroko.
Usiadłem w fotelu. Pain spojrzał na mnie z podziwem. Uniosłem pytająco brwi.
- Masz niezwykły talent. Powinieneś mieć możliwości by go rozwijać. – wytłumaczył. – Nie myślałeś nigdy o stypendium artystycznym? – Cóż miałem odpowiedzieć. Oczywiście, że myślałem, ale do tego trzeba wygrać konkurs stanowy. Niestety nigdy nie miałem możliwości, by wpłacić wpisowe na takowy. I wracamy do punku wyjścia. Brak kasy, brak możliwości wzięcia udziału w konkursie = brak szans na stypendium. Wzruszyłem ramionami. Na razie radzę sobie sprzedając moje dzieła. Ciekawe czy Itachi powiedział im o tym, że dorabiam sobie w taki sposób, który bądź co bądź nie był do końca legalny.
Spojrzałem na Sasuke, który nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Chwyciłem go za rękę, przez co zarumienił się lekko i pociągnąłem w stronę choinki. Sięgnąłem po jeden z ostatnich prezentów i wyraźnie zobaczyłem jak w jego oczach błysnęło zaciekawienie.
- To dla ciebie. – Wręczyłem mu paczkę. Spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnąłem mu głową, by rozpakował.
Miałem wrażenie, że widzę jego reakcję w spowolnionym tempie. Oczy rozszerzyły mu się w szoku, a usta otworzyły mimowolnie. Dotykał delikatnie palcami moją pracę, patrząc na nią niedowierzająco. Zaniemówił.
Itachi zdziwiony reakcją brata podszedł i zajrzał mu przez ramię. Na jego twarzy pojawiło się równie wielkie zaskoczenie. Poczułem niezwykłą satysfakcję. Udało się. Podoba mu się.
Sasori zbyt zajęty Deidarą nawet nie zauważył niczego niezwykłego w zachowaniu brunetów. Za to Pain wstał i spytał mnie.
- Co to jest?
- Mój najnowszy obraz.. – ugryzłem się w język by nie powiedzieć, że wykorzystałem by go namalować ostatnie płótno. – jak Sasuke się nim nacieszy na pewno ci pokaże. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i o dziwo rudy odwdzięczył mi się tym samym.

Było już popołudnie. Siedziałem w pokoju Sasuke, który jeszcze kończył jeść obiad. Coraz bardziej podoba mi się ten dzień. Czy będę w stanie znów pokochać święta? Nie.. Marzenia, marzeniami, ale w cuda to ja wierzyć już nie potrafię.
Drzwi uchyliły się lekko i zobaczyłem uśmiechniętego Sasuke.
- Wiesz, chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć za ten prezent. – CO? Nie no chyba mam Deja vu. To samo powiedział mi Gaara i miał na myśli... Spojrzałem na niego w szoku. Nie. Nie możliwe, że on myśli o tym samym co ja. Kurwa! O czym ja myślę? Sprzedałem sobie liścia, żeby wygonić niepotrzebne myśli. Brunet rozszerzył oczy w zdziwieniu. W sumie mu się nie dziwię. To nie jest normalne bić samego siebie. Nie to żebym był masochistą, ale normalny też nie jestem. Uśmiechnąłem się do niego, kładąc rękę na karku w zakłopotaniu. Jeny, co się ze mną dzieje. Jeszcze jakieś tiki mam.
Wstałem z zamiarem udania się do pokoju gościnnego, który zajmowałem, lecz chłopak stanął mi na drodze.
- Uchiha nie lubią mieć długów. – powiedział poważnie. Spojrzałem na niego jak na wariata.
- Sasuke n-n-no co ty? – zacząłem się lekko jąkać ze zdenerwowania. – Przecież ty już dałeś mi prezent. – rzucił mi pytające spojrzenie. – Możliwość spędzenia tu świąt jest najlepszym darem jaki mogłeś mi dać. – No. Wróciła pewność siebie, którą brunet po chwili zgasił namiętnym pocałunkiem.
- Naruto..- wyszeptał zmysłowym głosem. Kurwa! Co to się porobiło. To on potrafi tak mówić? – Nie uciekaj przede mną.
I co tu takiemu odpowiedzieć. Chciałem się chwilę zastanowić, żeby skleić jakieś porządne zdanie, ale ten czarnowłosy, czarnooki drań uniemożliwił mi to spowrotem wpijając się w moje wargi. Mruknąłem z przyjemności. To mi się podoba? Nie no, naprawdę coraz gorzej ze mną.
W czasie, gdy ja biłem się z myślami Sasuke zjechał pocałunkami na moją szyję zostawiając na niej kilka malinek. Ciekawe co dziewczyny powiedzą po świętach? Kurwa o czym ja myślę. Nie wiadomo kiedy moja koszulka znalazła swoje miejsce na ziemi, a brunet zaczął powoli znaczyć językiem trasę na moim torsie.
Gdy zaczął bawić się moimi sutkami, nie wytrzymałem i oparłem się o ścianę mrucząc z przyjemności. Wszystkie myśli gdzieś się ulotniły. Zostało tylko to, co było tu i teraz. Została tylko dzika namiętność i pożądanie. Zjechał językiem na moje podbrzusze.
- Sasuke – wyszeptałem pomiędzy westchnięciami. – Weź mnie.
Zauważyłem na jego twarzy uśmiech satysfakcji, po czym zostałem przeniesiony na łóżko. Rozebrał mnie szybko i poczęstował oceniającym spojrzeniem. Polizał moją męskość po całej długości, by następnie bezceremonialnie wziąć całą do ust.
- Kurwa! – Nie spodziewałem się tego. Dobry był. Ale do cholery, jakim cudem nie zauważyłem wcześniej, że ma kolczyka w języku. – Teme.. – mruknąłem. – czemu...
Przerwał na chwilę, by spojrzeć na mnie pytająco, po czym zapewne zdając sobie sprawę o co chodzi uśmiechnął się drapieżnie.
- Nie pytałeś.
Zaszczyciłem go zabójczym spojrzeniem, które niestety... a może stety, nie zabiło go. Lecz już po chwili byłem w niebie.
Dotyk jego warg, zwinny język, chłodny metal na rozgrzanej skórze. Przez chwilę myślałem, że tracę kontakt z rzeczywistością i wtedy to się skończyło. Cholera! Dopiero teraz zauważyłem, że on jest jeszcze w ubraniu. Patrzyłem na niego spod półprzymkniętych powiek, a on jak na złość rozbierał się strasznie wolno. Nie myślałem. Teraz potrzebowałem tego, czego przez dwa lata nie miałem.
- Draniu – krzyknąłem. – Zdejmuj to szybciej i chodź tu!
Najwyraźniej na to czekał, bo po kilku sekundach czułem już w sobie jego palec. Składał pocałunki na moich ustach i twarzy, by po chwili do dać jeszcze dwa palce. Jęknąłem cicho, gdy zaczął mnie rozciągać. Nie chciało mi się tyle czekać.
- Wejdź we mnie – wystękałem. Kurwa! Już nawet mówić porządnie nie byłem w stanie.
Spojrzał na mnie trochę niepewnie, lecz po chwili wyjął palce. Zapewne uznał, że jestem na tyle podniecony, że nie będzie mnie zbytnio boleć. Gówno prawda. Chciałem, żeby bolało. Cofam swoje poprzednie słowa. Jestem masochistą. Jak komuś przeszkadza niech się wali na mordę! Dziwne, że właśnie takie myśli nawiedzają mnie podczas stosunku z człowiekiem, którego nienawidziłem.
Założył sobie moje nogi na ramiona i zaczął powoli we mnie wchodzić. No bez jaj. Drań delikatny? Nabiłem się na do końca i nie uroniłem nawet jednej łezki. Niech sobie nie myśli, że jestem słaby. Mimo wszystko bolało. Nawet cholernie bolało, ale postanowiłem mieć to gdzieś i zacząłem poruszać biodrami.
Bruneta najwyraźniej zatkało, bo trochę trwało nim sam zaczął mnie posuwać. Podniosłem się i wpiłem w jego usta, po czym przeszedłem na policzek, by skończyć ssąc jego ucho.
- Pieprz mnie draniu. – szepnąłem podgryzając je, a on wydał pomruk aprobaty.
Z naszych ust wyrywało się posapywanie i westchnięcia. Czasem jedno z nas jęknęło głośniej. Doszliśmy prawie jednocześnie, a Sasuke oparł się na mnie.
Zrzuciłem go z siebie tak, że prawie wylądował na podłodze. Spojrzał na mnie pytająco.
- No co? Ciężki jesteś – powiedziałem od niechcenia, a on wybuchł śmiechem.
- Jesteś zajebisty – wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
- Więc mam rozumieć, że następnym razem to ja będę na górze? – zapytałem poważnie, lecz widząc jego minę roześmiałem się.
Z korytarza dobiegły nas śmiechy i szepty. Na co wściekły brunet wydarł się.
- Kakashi, Itachi znów podsłuchujecie?! – nie umiałem powstrzymać chichotu. – Przepierzcie się nawzajem to nie będziecie tacy niewyrzyci!
Nie wytrzymałem i zacząłem tarzać się ze śmiechu.
- Wybacz Sasuke, ale oni właśnie to robią! – odezwał się roześmiany głos zza drzwi.
- Deidara? – Bruneta wyraźnie zacięło.

Podczas kolacji wszyscy milczeli, co Pain najwyraźniej uznał za dziwne.
- O co chodzi? – Spytał niepewnie.
- Lepiej nie pytaj. – mruknąłem. Na co wszyscy prócz oczywiście niedoinformowanego Yahiko wybuchli śmiechem.
Gdy się najadłem wstałem od stołu, a za mną to samo uczynił Sasuke. Na schodach spojrzał na mnie niepewnie i spytał.
- Mogę dziś znów z tobą spać? – jego pytające spojrzenie wywołało niekontrolowany uśmiech na mojej twarzy.
- Spać czy SPAĆ? – odparłem poważnie, a on zarumienił się. Kurwa! Widziałem rumieniącego się Uchiha. Muszę zapisać ten dzień w pamiętniku.
- Wiesz co mam na myśli – powiedział zmieszany. Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. – Aa..ee.. Naruto?
- Tak?
- Wiesz jesteś dla mnie ważny. – Nie no, kolejny dzień na opak. Sasuke mówiący o... uczuciach?
- Nie musimy o tym rozmawiać. – Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. – Mamy jeszcze mnóstwo czasu by sprawdzić ile w tym prawdy.
Wyraźnie usłyszałem jak odetchnął z ulgą, po czym udaliśmy się spać.