Info

To moje pierwsze przedsięwzięcie tego typu więc prosiłabym o dość łagodne komentarze, krytyka nie jest bynajmniej zła ale w ograniczonych ilościach i bez użycia wulgaryzmów. Treść może zawierać elementy yaoi więc jeśli komuś to przeszkadza niech grzecznie opuści tę stronkę bez pozostawiania zbędnych śladów. Wulgarne i obrażające właścicielkę, bądź innych użytkowników komentarze zostaną natychmiastowo usunięte.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Ciemność Samotności Part I

Wybaczcie, ale moja wena gdzieś się zapodziała i nie byłam w stanie dokończyć kolejnego rozdziału Straconych Nadziei. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. A ponieważ na dysku C: leżała sobie rozpoczęta taka druga historia "Ciemność Samotności", postanowiłam dziś wstawić jej pierwszy part. Nie martwcie się, Stracone Nadzieje na pewno dokończę, mam tą historię w głowie.
A i zażalenia nie do mnie tylko do szkoły, która zabiera mi cenny czas i niszczy humor na resztę dnia tak, że wszystkiego mi się odechciewa. 
Nie przedłużając. 
Ciemność Samotności
Part I

Nienawiść, obojętność, odrzucenie… Gorycz przelana na dziecko z powodu osobistej tragedii… Brak umiejętności kochania… – samotność! 
Skończyłem pisać wypracowanie zadane przez jakże cudownego nauczyciela biologii. Postanowiłem spakować się na jutro i wyjść się gdzieś przejść. Zadziwiające jak łatwo zabrać się za naukę, gdy nie posiada się komputera, ale nie tylko tu istniał problem.
Za oknem powoli zaczynało się ściemniać. Niedługo wróci moja matka, zapewne znów pijana. Mam tylko nadzieję, że nie zaprosi kolejnego mężczyzny na noc. Wolałbym być wyspany jutro w szkole, żeby później nie słuchać jaki to ja nie jestem. W końcu to nie ode mnie zależy, czy będę musiał wysłuchiwać całą noc jęków własnej rodzicielki, czy nie. Wydaje mi się jednak, że dzisiaj nikt nie przyjdzie. Przecież nawet nie mamy prądu. Odcięto nam go za niezapłacone rachunki. Ostatnio z tego powodu nie miałem zadania domowego na chemię. Gdy wróciłem do domu po treningu było już ciemno, a matka nie pomyślała o tym, by kupić jakieś świeczki.
Wstałem z krzesła i wyszedłem z pokoju. Przydałby się jakiś zegarek, ale cóż… matka większość rzeczy przepiła. W kuchni zapaliłem gaz i przy tym prowizorycznym oświetleniu zacząłem szukać czegoś do jedzenia. Szafki praktycznie puste, lodówka zresztą też. Który dzisiaj? Nie wiem, ale na pewno początek miesiąca. W takim wypadku będzie ciężko. Matka jak już coś zarobi, to i tak wyda na alkohol. Cholera… gdyby nie dowiedziała się o tym, iż ojciec przesyła mi co miesiąc alimenty, miałbym nieco drobnych na przeżycie. Lecz niestety ona wie o tym i zabiera te pieniądze dla siebie. Pora znaleźć jakąś robotę. Westchnąłem gasząc gaz. Jeszcze tego brakuje, by ten rachunek też został niezapłacony, to zamarzniemy w tym mieszkaniu.
Wróciłem po omacku do pokoju. Słońce już od pewnego momentu było ukryte za horyzontem. Na wyczucie otworzyłem jedną z moich szafek i wyciągnąłem ten jakże użyteczny wynalazek człowieka jakim były świeczki. Odpaliłem jedną z nich i po ścianach pokoju zatańczyły cienie. Powoli, by nie rozlać na podłogę wosku, podniosłem ją i położyłem na szafce koło parapetu. Cóż dbam o porządek, każdy by dbał, gdyby musiał sprzątać nie tylko po sobie, ale też po swojej matce i ludziach ją odwiedzających. Muszę dodać, że to także ja robię obiady.
Usiadłem na parapecie uchylając lekko okno, a świeży nocny wiatr owiał mi twarz. Płomień poruszył się niespokojnie pod wpływem lekkiego podmuchu, lecz świeczka nie zgasła. Wyciągnąłem z kieszeni paczę papierosów, zawsze podkradam jedną matce, w końcu kupuje je za moje alimenty. Odpaliłem jednego zaciągając się dymem. Zmęczony wyraz mojej twarzy na chwilę zamienił się w błogi, co dostrzegłem patrząc na moje odbicie w szybie. Uśmiechnąłem się lekko. Chciałbym choć na chwilę stać się dzieckiem. Jeny.. Zaczynam myśleć jak jakiś starzec. Chociaż nie… starcy tak myślący, mają porównanie. Oni wiedzą jak to było być dzieckiem, a ja.. Ja musiałem być dorosły od kiedy pamiętam. Za każdym razem, gdy zachowałem się jak dziecko, więcej traciłem na tym ja niż dorośli. Wyuczono mnie kodeksu ulicy, a sam nauczyłem się szacunku do wszystkich, niezależnie jak nisko upadli. Przecież miałem matkę alkoholiczkę, która dorabiała sobie jako prostytutka. Cóż dzięki niej zrozumiałem czym jest nimfomania.
Czasem cieszę się, że żyjąc tak, a nie inaczej, zdobyłem tolerancję daleko rozleglejszą niż oficjalnie przyjęta. Stałem się samowystarczalny i wystarczająco silny by oprzeć się niszczycielskiej sile odrzucenia przez społeczeństwo. Są ludzie, którzy załamali by się, mając takie życie jak ja. Inni nie mają takiego szczęścia i dostają życie podobne do mojego nagle. Ci również nie są w stanie go wytrzymać. Więc gdy zadaję sobie pytanie, czy było warto? Muszę szczerze odpowiedzieć – tak, bo nie mogę żałować i tęsknić za czymś czego nigdy nie doświadczyłem. Między innymi za miłością, bezinteresowną przyjaźnią i łatwością podejmowanych decyzji. Nie znając tych uczuć nie potrafię ich zrozumieć. Znam tylko teorię, ale nigdy nie przyszło mi tego sprawdzić w praktyce. Czy to źle? Nie wiem, nie mogę wiedzieć, skoro nie mam porównania. Życie uczyniło mnie tym, kim jestem. Niektórym może się to nie podobać, ale oni nie rozumieją. Nie znają przyczyn moich ambicji. Nie wiedzą skąd u mnie tak silna motywacja. Czemu posiadam takie wartości. Bo według mnie najważniejsze jest osiągnięcie celu, zdobycie tego, czego nigdy nie miałem. Zrozumienie.
Wyrzuciłem niedopałek za okno. Wstałem przeciągając się lekko i sięgnąłem po torbę rzuconą w kąt pokoju. Przepakowałem ją i położyłem na łóżko. No tak dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że już jutro kończę siedemnaście lat.
- Jeszcze tylko rok. – powiedziałem cicho do siebie. A w głowie kołatała tylko jedna myśl. „Tylko rok”.
Zgasiłem świeczkę, by starczyła mi na dłużej niż jeden dzień. Ktoś, kto nigdy nie musiał pilnować każdego wydawanego grosza, nie zrozumiałby mojego zachowania. Ale cóż takie życie, nie każdy pławi się w luksusach i posiada wille z basenem.
Choć jedno musiałem przyznać. Z mojego okna rozprzestrzeniał się niezwykły widok. Dzięki temu, że mój blok był nieco wyższy niż inne, a ja mieszkałem praktycznie na poddaszu mogłem oglądać dachy wszystkich innych. Dzielnica była położona na niewielkim wzniesieniu, więc prócz mojej ulicy widziałem sporą część miasta. Gdy byłem młodszy potrafiłem godzinami patrzeć, na to miejsce skupiające tak wielu ludzi. Zastanawiałem się, czy oni kiedykolwiek śpią, gdyż niezależnie od pory dnia nad Tokio unosiła się pomarańczowa poświata. Tysiące zapalonych latarni odsłaniało przed człowiekiem prawie każdy zakamarek ulic. Odgłosy jeżdżących samochodów milkły dopiero koło trzeciej, bądź czwartej rano, by po godzinie znów rozbrzmieć z całą swą mocą. Miliony kolorowych neonów zapraszały by skorzystać z tego, a nie z innego sklepu, choć ludzie już sami wiedzieli, gdzie jest najlepiej. Krzyki wracających z imprez pijanych mieszkańców tej zapyziałej dzielnicy, którą i ja zamieszkiwałem, niosły się echem wzdłuż ulicy docierając nawet do mojego okna. Wrzaski gwałconych kobiet, okrzyki bólu i śmierci – to wszystko było tu normą, więc nikt nie próbował się w to mieszać. No bo, po co wdawać się w porachunki z miejscowymi twardzielami, czy gangami. Obojętność. Chyba była to jedyna cecha, którą się tu kierowano. W każdym razie to było pierwsze, czego się nauczyłem. „Nigdy nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy.”
Zjechałem spojrzeniem niżej pozbywając się widoku nocnego nieba, na którym w tym mieście nigdy nie można dostrzec choć jednej gwiazdy. Mój wzrok padł na odrapany budynek, w którym większość okien została wybita przez młodzież. Nigdy nie wydawało mi się dziwnym, że właściciele nie naprawiają ich. W końcu po co. Kasy przecież ledwo starcza na jedną z głównych potrzeb moich sąsiadów – alkohol. W jednym z takich mieszkań paliło się światło. Chyba od telewizora, bo co chwilę zmieniało swoje nasycenie i moc. Nie wiedziałem, że ktoś na tej ulicy ma jeszcze taki luksus materialny.
Uśmiechnąłem się lekko. Pewnie niedawno się wprowadził. Poczułem coś na wzór współczucia. „Koleś nawet nie wiesz ile jeszcze stracisz w życiu.” Dziwne, że to zdanie pojawiło się w moim umyśle. W umyśle dzieciaka, który nie ma nic, i który nigdy nic nie miał. Czy jestem hipokrytą? Chyba nie, w końcu widziałem co mają inni, więc mogę żałować, że sam tego nie mam. Zwłaszcza, że znacznie łatwiej zrozumieć posiadanie dóbr materialnych, niż uczuć.
Spojrzałem jeszcze niżej na chodnik i ulicę. Wysypujące się z kontenerów śmieci wydzielały ohydny zapach dostający się do mojego nosa zawsze, gdy obok nich przeszedłem. Nawet teraz go czułem, choć nie był tak bardzo rażący, jak wtedy gdy znajdowałem się obok. Koło niektórych z nich leżał zniszczony sprzęt gospodarstwa domowego, najpewniej nie nadający się na złom. W przeciwnym wypadku już by go nie było. W końcu dla tych ludzi najważniejszym życiowym celem jest zdobycie środków na alkohol. Mimo iż się tu wychowałem, uważam że to chore.
Koło zniszczonych drzwi na klatkę jednej z kamienic leżał jakiś ćpun lub pijak. Z tej wysokości ciężko było ocenić. Najprawdopodobniej ktoś wyrzucił go z domu. Nie wyglądał na więcej niż piętnaście lat, choć nie mogłem mieć co do tego pewności. Zwinięty w kłębek, przykryty jakąś starą zniszczoną kurtką. Dalej pod sklepem siedziało kilku stałych bywalców izby wytrzeźwień z puszkami w ręce śmiejąc się z czegoś donośnie. Policja odwiedzała to miejsce niemal codziennie, choć widać było, że z niechęcią. Zresztą co im się dziwić?
Patrząc w drugą stronę widziałem dwie dziewczyny w skąpych strojach, opierające się o latarnię. Nie miały nawet skończonych szesnastu lat. Ciężko żyć w takim miejscu…
Właśnie przyszła trzecia i stanęła dwa kroki od nich. Oj, będzie zadyma. Miejsce pracy tych dziewczyn były rezerwowane już dawno, a ta co doszła wygląda na nową. Dziwne, nie widziałem jej wcześniej. Starałem się jej przyjrzeć nieco dokładniej. Miała różowe włosy! Jestem pewien, że Ino i jej przyjaciółka łatwo miejsca nie oddadzą. Nie przeliczyłem się. Już po chwili było słychać odgłosy kłótni. Zaczęła się szarpanina i nowa wylądowała na ziemi. Niemal widziałem jej przerażoną twarz, gdy podniosła się i uciekła. Towarzyszyły temu bluźniercze krzyki blondynki i jej rudowłosej przyjaciółki. A ja tylko na to patrzyłem.
Trzask drzwi wejściowych zmusił mnie do odejścia od okna i przywitania najpewniej zalanej w trupa matki. Sięgnąłem po świeczkę i po ciemku udałem się do przedpokoju. Zapaliłem ją oświetlając dwie stojące w drzwiach osoby.
- Kurwa Naruto! Dlaczego nie ma światła? – Mi też miło cię widzieć mamo. Cóż najwyraźniej jest trochę bardziej trzeźwa niż stawiałem, przynajmniej nie dostanie mi się rano za to, że jest za głośno i słońce za jasno świeci. Dziwne jest natomiast to, że nie pamięta, iż gdy dałem jej pieniądze na rachunek za prąd, stwierdziła, że da się bez niego przeżyć i poszła pić. Trzeci miesiąc z rzędu. W końcu musieli go wyłączyć, żeby nie tracić.
- Nie zapłaciłaś za prąd. – Mój głos zabrzmiał pewnie, choć wiedziałem, że to nie jest odpowiedź, której oczekuje.
- Gnoju – prawie wysyczała ten wyraz. – Ty miałeś za niego zapłacić! Dałam ci na nie pieniądze! Co z nimi zrobiłeś?! Przećpałeś, czy przepiłeś?! – Oj hipokryzja się szerzy, pomyślałem wsłuchując się w krzyki mojej cudownej rudowłosej rodzicielki.
Stojący w drzwiach młody mężczyzna, zapewne kolejny klient, patrzył zamyślony na mnie. Co się gapisz koleś? Rzuciłem mu wyzywające spojrzenie. Niestety moja kochana mamuśka spostrzegła, że jej nie słucham. Poczułem ból na policzku, a głowę odrzuciło mi na bok, lecz dla mnie to było za słabo bym chociażby się poruszył. Metaliczny smak w ustach świadczył o tym, że przypadkowo przegryzłem sobie wargę. Dotknąłem piekącego śladu i wyczułem pod palcami kilka zadrapań. Stojący do tej pory spokojnie brunet, poruszył się lekko i dotknął dłonią ramienia mojej matki. Najwyraźniej zapomniała o jego istnieniu, bo posłała mu uwodzicielski przepraszający uśmiech. I jak tu takiej nie kochać?
- Gdzie jest obiad synku? – ta kobieta ma niesamowicie szybkie zmiany nastrojów. Cóż obiadu nie ma, bo nie było z czego go zrobić, ale lepiej będzie jak zrzucę winę na siebie, to nie wyprowadzę jej znów z równowagi. Koleś, którego tym razem przyprowadziła wygląda na nadzianego, więc może uda mi się coś podkraść z jej zapłaty.
- Nie ma obiadu, mamuś. – Udałem, że jestem przerażony. Tak, gra aktorska przydaje się w życiu. – Zapomniałem zrobić zakupów. – Wbiłem wzrok w ziemię by nie dostrzegła pojawiającego się na mojej twarzy uśmiechu. Na szczęście odebrała to tak, jak chciałem, czyli za przejaw skruchy. Niesamowite jak łatwo manipulować ludźmi, gdy myślą, że są od ciebie mądrzejsi i silniejsi.
Usłyszałem cichy szelest i po chwili przed moją twarzą pojawiło się kilka banknotów. Kurwa! Tyle kasy ostatni raz miałem w ręce, gdy dostałem alimenty, a matka jeszcze o nich nie wiedziała. Spojrzałem pytająco na mężczyznę, który nawet nie drgnął.
- Weź je Naru. – Nienawidzę tego skrótu, przecież to wiesz wariatko! – Idź kup coś do jedzenia i wróć najwcześniej za dwie godziny. – Nienawidzę tego uśmiechu, który mi wysłała. Uśmiechu ladacznicy, kobiety, dla której godność jest tylko wspomnieniem. Ale nie odezwałem się żadnym słowem. Bez żadnych uczuć wymalowanych na twarzy wziąłem pieniądze i wyszedłem z domu. Odprowadzany uważnym spojrzeniem bruneta. Co to do cholery za człowiek?! Pulsujący ból głowy spowodowany kilkoma nieprzespanymi nocami nie dawał mi możliwości zastanowienia się nad tą kwestią. Znów będę w szkole ledwo żywy.

Ty! To wszystko twoja wina… przestań wyglądać jak on… Wynoś się! Słyszysz wynoś się z mojego życia, bo potrafisz dać tylko bolesne wspomnienia!
Wyszedłem na ulicę, już wiedziałem co teraz zrobię. Oczywiście pieniądze odłożę tak, by starczyły na cały miesiąc, ale skoro muszę gdzieś spędzić te dwie godziny to najlepiej wybrać się właśnie w TO miejsce. Wydaje mi się, że dzisiaj nikogo tam nie będzie i w spokoju potrenuję. Zawsze irytowało mnie, gdy ktoś mi przeszkadzał w robieniu tego, co jest dla mnie życiem. Czasem tylko dzięki temu jeszcze się nie poddałem. Dopóki jest cel, dopóty będę do niego dążył. Nie pozwolę ludziom, którzy są zbyt słabi, by naprawić swoje życie, przeszkodzić mi w osiągnięciu tego co zamierzyłem. Jeszcze stanę się z przegranego zwycięzcą!
Nie śpieszyłem się. Powoli mijałem kolejne bloki. Uważnie omijałem śmieci walające się po ziemi. Po drugiej stronie ulicy szła dwójka ludzi zataczając się. Gdzieś z tyłu samochód zatrzymał się z piskiem trąbiąc zawzięcie. W zaułku, obok którego właśnie przechodziłem bito jakiegoś chłopaka. W jednym z oprawców rozpoznałem członka jednego z gangów. Lecz nawet, gdybym ich nie znał, nie pomógłbym dzieciakowi. I tak nie dałbym rady czterem. Zresztą każdy troszczy się tu jedynie o swój własny nos. Po co przysparzać sobie wrogów, gdy jest się nikim? Żeby przeżyć trzeba wyglądać na takiego, co nie da sobą pomiatać, jednocześnie pokazując słabość silniejszym. No i najważniejsze, trzeba umieć uciekać. Przez pewien czas ćwiczyłem parkoura, a że ciągle dbam o kondycję i sprawność fizyczną, nadal potrafię to czego się nauczyłem. Taka umiejętność nie raz ocaliła moją twarz przed zmasakrowaniem. Podstawowa zasada ulicy, jeśli jest ich więcej niż jeden, bierz nogi za pas.
Jedna z latarni zamigała kilka razy i zgasła. Niedaleko z samochodu wysiadła Ino z tą jej rudowłosą koleżanką. Kiwnęła mi głową na powitanie. Cóż jeden jedyny raz w życiu wmieszałem się w cudze sprawy, do tej pory dziewczyna jest mi winna przysługę, dlatego okazuje mi szacunek. Skręciłem w mniej uczęszczaną dróżkę przedzieloną na pół płotem. Przeskoczyłem go zgrabnie i ruszyłem dalej. Żyjąc ciągle bez zegarka potrafiłem ocenić godzinę, choć często myliłem się o kilkanaście minut. Teraz jednak wiedziałem, że mam jeszcze całkiem sporo czasu. Wziąłem głębszy wdech i przebiegłem przez podwórko, na którym mieszkali najpaskudniejsi ludzie jakich znałem. Szukają na mnie zemsty, za to, że nie pozwoliłem im się zgwałcić uciekając. Nie jestem gejem.. raczej, choć nie mam pewności, bo nigdy nie podobała mi się żadna dziewczyna. Zresztą najczęściej widuję kobiety lekkich obyczajów, więc może został mi uraz. Ciekawie brzmi zdanie: Zostałem wychowany przez prostytutkę, ale chcę coś w życiu osiągnąć. Gdybym wypowiedział je w szkole, wyśmiano by mnie. Ci co mieszkają na tej dzielnicy, nie mówią o sobie zbyt wiele. Jesteśmy zerami w mieście milionów, ale mamy coś czego brak innym. Mamy siłę by mimo najgorszych kłopotów stawiać kolejny krok. Mam na myśli oczywiście większą część młodzieży tu mieszkającej. Bo nawet taka Ino sprzedając swe ciało robi to dla swojej lepszej przyszłości. Z dala od tego świata. Świata ludzi, którzy przegrali życie.
Doszedłem do miejsca, o którym wiedzą nieliczni. Oficjalnie nie wolno tu przebywać, więc w pewnym sensie codziennie łamię prawo, ale jakoś się tym nie przejmuję. Zamknięte magazyny i stare fabryki były zawsze moim ulubionym miejscem zabaw, a później treningów. To tutaj uciekałem, gdy nie miałem już siły wytrzymać z moją matką. Tu spędzałem czas w samotności z dala od nienawiści i złowrogich lub lubieżnych spojrzeń. To miejsce było moją samotnią…ucieczką od rzeczywistości i świata. Położone było nieco nad miastem z dala od najbardziej oświetlonego centrum. Stąd widać było kilka gwiazd, dlatego polubiłem tu przychodzić. Nawet zgiełk ulic jest tu nieco cichszy. I najważniejsze… jestem sam, ale nie czuję się samotnie.
- I’m lonley when I’m in town, people never look at me how on person* – zanuciłem cicho pod nosem niedawno zasłyszaną gdzieś piosenkę.





*I’m lonley when I’m in town, people neper look at me how on person. - Jestem samotny, gdy jestem w mieście, ludzie nigdy nie patrzą na mnie jak na człowieka. 

Postaram się w tym tygodniu dodać nowy rozdział Straconych Nadziei, jeśli się nie uda, to 14.02 pojawi się OneShot walentynkowy i wtedy poinformuję o dokładnej dacie pojawienia się SN. W przyszłym tygodniu zaczynają mi się ferie, to będę miała czas by pisać. Pozdrawiam i serdecznie dziękuję za komentarze.

5 komentarzy:

  1. Czyżbym znowu była pierwsza?
    Jak fajnie xd
    Muszę przyznac interesujące opowiadanie .
    Mam tylko nadzieję , że będziesz je kontynuować i oczywiście nie zapomnisz o "Straconych Nadziejach"
    A co do notki jest trochę przerażająca. Ta bieda , mozna liczyć tylko na siebie , bo niby na kogo? Na matkę alkoholiczkę? Nie wydaje mi się.

    Sol

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoo, nawet nie wiesz jak ja uwielbiam czytać o Takim Naruto! Albo gangster, albo coś w tym stylu, byle nie taka ofiara, za bardzo. Matka prostytutko-alkoholiczka, nieźle. Ten brunet to kto? Jakiś Uchiha? *podejrzliwy wzrok* Dała mu pieniądze? *zdziwiona* Naru naprawdę jest świetnym aktorem. ^^ I dobrze, bo byłoby z nim jeszcze gorzej. Nie dał się zgwałcić - tak trzymaj! xd Próbuje się uwolnić, uciec od tego miejsca... też bym tak zrobiła, tylko byłabym inaczej... ee, wychowana? To nigdy nic nie wiadomo... podoba mi się chyba najbardziej to notka z całości... jak na razie. Było ciekawie i ten cios i to wszystko. Lekko wyczerpujące opisy, tak jak uwielbiam i w ogóle. Super, czekam na nn. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie się zapowiada to opowiadanie :D Zrobiłaś takie życiowe to opowiadanie, ponieważ dużo jest takich rodzin. Lubię takiego Naruto, niby silny ale wewnątrz delikatny :D Oprócz głównego bohatera, bardzo spodobała mi się Twoja kreacja świata. Przedstawiłaś go bardzo realistycznie, tak prawdziwie, że aż przygnębiająco. Bardzo dobrze Ci wyszedł ten one-shot i czekam na więcej.
    Pozdrawiam,
    kauru

    Ps. na tej ankiecie z boku są same prawie negatywy, dodaj więcej pozytywów :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawo, jestem zachwycona. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam czasu ;/
    Opowiadanie zapowiada się na bardzo ciekawe. Świetnie opisałaś świat nie nudząc przy tym czytelników. Masz talent ^^ Taki Naruto wydaje się być bardzo interesującą postacią. A gdzie Sasuke? Też będzie?
    Mam nadzieję, że weny Ci nie zabraknie na pisanie tego, jak i drugiego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń