Info

To moje pierwsze przedsięwzięcie tego typu więc prosiłabym o dość łagodne komentarze, krytyka nie jest bynajmniej zła ale w ograniczonych ilościach i bez użycia wulgaryzmów. Treść może zawierać elementy yaoi więc jeśli komuś to przeszkadza niech grzecznie opuści tę stronkę bez pozostawiania zbędnych śladów. Wulgarne i obrażające właścicielkę, bądź innych użytkowników komentarze zostaną natychmiastowo usunięte.

niedziela, 9 stycznia 2011

Czar Świąt 5/5

Do czytelników. Chcieliście szczęśliwe zakończenie... ja takiego nie chciałam... moja wyobraźnia poszła na kompromis. Więc zapraszam na czytanie.

"Czar świąt"

26.12


Poczułem lekki dotyk na moich ustach. Zdziwiony otworzyłem oczy i zobaczyłem pochylającego się nade mną Sasuke. Uśmiechnąłem się lekko.
- Śpiąca królewna raczyła się obudzić. - Chyba próbował powiedzieć to z kpiną, ale mu się nie udało. Wyszło tak słodko, że zacząłem się śmiać. Gdy gratisowo obdarzył mnie widokiem swojej naburmuszonej miny, o mało nie spadłem z łóżka. Najwyraźniej go wkurzyłem i po chwili, mimo wszystko, wylądowałem z hukiem na ziemi. Drzwi za mną się otworzyły i odwracając się zobaczyłem głowę Deidary. Kurwa! Jak on wygląda z rana. Nie potrafiłem powstrzymać się od wlepiania w niego oczu, czego najwyraźniej nie dostrzegł.
- Macie zamiar nas tak budzić codziennie? - jego głos można by uznać za wzburzony jedynie porównując do głosu zdenerwowanego przedszkolaka. Nie miałem siły się dłużej powstrzymywać i wybuchłem śmiechem. O dziwo Sasuke również zaczął się śmiać. Przybliżył się i objął mnie lekko od tyłu opierając się głową na mojej rozczochranej czuprynie. W takiej pozycji nie mogłem widzieć jego miny. Teme! Wirowałem oczami poruszając nieznacznie głową, by mimo braku możliwości, zobaczyć jaką maskę założył w danym momencie. To musiało wyglądać niezwykle śmiesznie, gdyż po Deidara zasłonił sobie usta ręką za wszelką cenę próbując się nie roześmiać. No co? Spojrzałem na niego wzrokiem bazyliszka.
- Skoro wszyscy już wstali to co powiecie na śniadanie? – W drzwiach pojawił się Sasori obejmując w tali blondyna. Chyba się trochę zawiesiłem, bo zorientowałem się, że Sasuke już mnie nie trzyma, gdy stanął przede mną. Jestem prawie w stu procentach pewien, że moja mina „Nie-wiem-co-się-dzieje” wyglądała przekomicznie.
- Ziemia do Naruto, ziemia do Naruto! – powiedział…wesoło? Sasuke. – Uzumaki, Lisie zgłoś się. – zrobiłem naburmuszoną minę słysząc to przezwisko. Odwróciłem głowę udając wielce obrażonego.
Po chwili rozległy się śmiechy, a tuż przy moim uchu poczułem ciepło oddechu. Nawet nie zauważyłem, że zamknąłem oczy. Ktoś zamknął drzwi.
- Nie nadymaj tak policzków. – usłyszałem cichy szept bruneta. Jeny, czy zwykły oddech może tak palić skórę? Nie poruszyłem się, choć serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Spiąłem się, gdy położył mi ręce na brzuchu. Po chwili poczułem delikatny pocałunek na karku, niczym dotyk motyla. Kurwa! Robię się zbyt miękki. Jak tak dalej pójdzie nie dam sobie rady w tym syfie zwanym światem. Rozluźniłem się i mruknąłem z aprobatą, gdy przesunął ręce wzdłuż mojej klatki piersiowej zahaczając o sutki. Po chwili zdałem sobie sprawę, że przecież Sasori mówił coś o śniadaniu. Odsunąłem głowę Sasuke i spojrzałem mu w oczy. Znów to nieme pytanie ukryte pod powierzchnią ciemnych tęczówek.
- Śniadanie - mruknąłem i wybiegłem z pokoju. Brunet poszedł w moje ślady.
- Będę pierwszy – krzyknął wyprzedzając mnie. Nie masz szans! – krzyknąłem w myślach. I zaczęliśmy się ścigać do kuchni. Nie ma to jak wrócić do czasów rywalizacji. Ze śmiechem równocześnie dopadliśmy drzwi kuchni.
- Byłem pierwszy – spojrzałem na Sasuke z wyższością.
- Chyba ci się coś pomyliło. To ja byłem pierwszy. – Zaczęliśmy się kłócić, a reszta siedzących już przy stole gości patrzyła na nas ze śmiechem. W końcu postanowiłem wyciągnąć ciężkie działa. Zgarbiłem się i rzuciłem mu spojrzenie zbitego psa, czując jak do oczu napływają mi łzy. Umiejętność płakania na zawołanie się przydaje i nikt nie powinien temu zaprzeczać. Włożyłem ręce w kieszenie piżamy i mruknąłem cicho.
- Dobra, wygrałeś. – Cisza jaka zapanowała po tym stwierdzeniu mogła być porównywalna jedynie do wyłączenia nastawionej na cały regulator wieży. Uśmiechnąłem się w duchu. Teraz już wygrałem.
- Naru, jednak miałeś rację. – Sasuke położył mi rękę na ramieniu. Tak, tak, tak!!! Uchiha przyznaje się do błędu. Jestem genialny. – To ty wygrałeś. – odwróciłem się do niego wyszczerzając zęby i rzucając mu spojrzenie zwycięzcy. Czy mi się wydaje , czy bruneta zamurowało. – Orz ty! To było nieuczciwe. Nie liczy się. – znów zaczął się na mnie wydzierać, a ja nic sobie z tego nie robiąc usiadłem przy stole zbierając wyrazy podziwu od reszty. Cóż, oni też pewnie nie widzieli, by Sasuke kiedykolwiek przyznał się do błędu. Nawet Itachi pogratulował mi kunsztu aktorskiego.

Od godziny leżeliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy jakiś film akcji. Gdybym ja jeszcze wiedział co się w nim dzieje! Sasori i Deidara pojechali do pracy. Masakra! Pracować w święta. Nie ma to jak być policjantem. Itachi zabrał resztę bandy i pojechali odwiedzić Hidana. Skończyło się więc na tym, że ja z Sasuke zostaliśmy nie mając nic do roboty.
- Eee… Sasuke? – odezwałem się w końcu, ale nie doczekałem się reakcji z jego strony. – Gniewasz się? – przysunąłem twarz do jego i zrobiłem słodkie oczka. Spojrzał na mnie obojętnie. Zerwałem się na równe nogi. I odsunąłem od niego. – Przepraszam – mruknąłem tak cicho, że pewnie nie usłyszał, po czym wyszedłem z salonu, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Czemu on tak na mnie patrzył? Jak wszyscy ludzie. Aż tak jest zły? Kurwa! Naprawdę robię się miękki, przed tymi świętami potrafiłem nie zwracać uwagi na takie spojrzenia. W sumie, to przecież tylko jego spojrzenie tak na mnie działa. Wiem, że zwykle patrzy tak na każdego, ale gdy kierował wzrok na mnie prócz obojętności zawsze było wyzwanie. Czemu zwykła obojętność tak na mnie działa?
Zaprzeczeniem miłości nie jest nienawiść, tylko obojętność, bo gdy kogoś nienawidzimy, to znaczy, że darzymy go jakimś uczuciem.
Słowa same pojawiły się w mojej głowie i zrozumiałem, że to co czuję do tego drania, to… Ale cholera! Dlaczego on.. po tym co było wczoraj.. przecież mówił…
Usiadłem pod ścianą w korytarzu prowadzącym do sypialni bruneta i rozpłakałem się. Miałem wrażenie jakby moje posklejane byle jak serce, zostało z powrotem rozbite na tysiące kawałków. Zdałem sobie sprawę, że serce niczym wazon, może być miliony razy sklejane, lecz za każdym razem będzie wyglądało inaczej. Możliwe, że pewna część się zgubi i już na zawsze nie będziemy mogli zaufać. A co najważniejsze, do sklejenia tysięcy kawałków potrzeba czasu.
Twarz miałem ukrytą w dłoniach, oczy zamknięte. Łzy ciurkiem płynęły po moich policzkach. Ciałem wstrząsał cichy szloch. Znowu sam.
- Naruto? – usłyszałem nad sobą głos drania. – Naru? – nie zareagowałem. Czy troska w jego głosie znów jest udawana? – Przepraszam, Naru… przepraszam – mówił coraz ciszej i przytulił mnie.
Chciałem go odepchnąć, ale resztki serca jakie mi pozostały lgnęły do niego niczym ćmy do światła. Dziwne, że człowiek jak one potrafi sparzyć się dziesiątki razy i dalej próbować.
Powoli się uspokajałem. Gładził rękami moje plecy, a ja zarzuciłem mu ręce na szyję. Powoli, bardzo powoli otworzyłem oczy. Moje spojrzenie spotkało się z jego, a to co w nim zobaczyłem wystarczyło, bym mu wybaczył. W końcu spojrzał na mnie bez maski. Jestem pewien. Uśmiechnąłem się lekko, po czym brunet złączył nasze usta w pocałunku. Było on taki delikatny, a jednocześnie pełen namiętności. Nie ma szans, nie oddam mu dominacji. W ten sposób rozpoczęła się walka języków, tworząca niezwykły taniec. Remis. Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza.
- To co robimy? – spytał Sasuke siadając naprzeciwko mnie.
Wzruszyłem ramionami.
- Umiesz gotować? – spojrzał na mnie niepewnie. Kiwnąłem potakująco głową.
- Chodź zrobię jakiś obiad. Nie tylko ty jesteś głodny. – wystawiłem mu język uśmiechając się głupkowato i pobiegłem do kuchni.

-Sasuke wyłącz gaz bo się mięso przypali. – powiedziałem mieszając sałatkę.
- Nie mogę nakrywam stół! – odkrzyknął mi brunet. Cholera! Zaraz nie będzie się do niczego nadawało to mięso, a tak się starałem.
- Ja to zrobię. – usłyszałem głos Itackiego i po chwili gaz został wyłączony.
- Dzięki. Wcześnie wróciliście. – uśmiechnąłem się do brata mojego.. chłopaka? Przyjaciela? Kochanka?
Do kuchni weszła reszta ekipy i jakiś koleś o białych włosach. Przyjrzałem mu się uważnie i oceniłem go jako totalnie dziwnego.
- To Hidan. – przedstawił nowoprzybyłego Pain. – Wróciliśmy wcześniej, bo on chciał ciebie poznać. Po za tym dzwonił Deidara i mówił, że niedługo wpadną z Sasorim. Ponoć jakaś sprawa do ciebie Naru.
Uniosłem w zdziwieniu brwi. Sprawa do mnie? Czego może chcieć ode mnie policja?
- Co za sprawa? – spytał Sasuke, który niewiadomo kiedy pojawił się w kuchni i stał teraz za mną.
- Nie mamy pojęcia – mruknęła poirytowana Konan.
- A ty jak zawsze wściekła, że czegoś nie wiesz. – Nagato spojrzał na swoją dziewczynę krzywo. No i rozpętała się kłótnia, którą jak zawsze wygrała niebieskowołosa.
O co może chodzić? Zadawałem sobie w głowie retoryczne pytanie. Przez cały obiad byłem pogrążony w myślach. Nie zwróciłem więc uwagi na fakt, iż reszta wychwala moje potrawy.
- Jesteś synem Minato, Naruto? – Zapytał Hidan, gdy skończył jeść. Przytaknąłem. – Kiedyś go poznałem. Gdyby nie on pewnie nie pracowałbym teraz w policji, a był przez nią łapany. – Uśmiechnął się. A ja uniosłem w zdziwieniu brwi.
Ach.. więc chciał mnie poznać, bo ma dług u mojego ojca. Niezwykle podłe. Skrzywiłem się. Czy naprawdę nikt nie chce mnie znać od tak sobie, bo to ja?
- Acha – mruknąłem cicho. – Nie wspominał o tobie. Ale miło poznać. – powiedziałem TYM głosem, co zwróciło uwagę wszystkich. Kurwa! Deja vu! Pytające spojrzenie Sasuke zbyłem wzruszeniem ramion.
Wstałem od stołu i skierowałem się do salonu, gdzie włączyłem telewizor i zacząłem skakać po kanałach szukając czegoś ciekawego.
Po chwili dołączył do mnie Sasuke.
Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem. Oparłem głowę o jego ramię i przełączyłem na kanał AXN. Siedzieliśmy parę minut w ciszy. Aż nagle z przedpokoju dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu.
-Halo? – usłyszeliśmy głos Konan.
- A więc… aha – ściszyła głos, więc byliśmy zmuszeni podejść do drzwi i zacząć nasłuchiwać.
- To będzie dla niego cudowna niespodzianka…. – przerwała. Najwyraźniej w danej chwili mówił ktoś kto dzwonił. – ale… No wiem.. tylko, że on tu… tak też to zauważyłam.. może nie być tak miło jak mówisz… dobra. Będziemy czekać. – odłożyła słuchawkę. – Nagato! – wydarła się. – Deidara z Sasorim niedługo będą! – zrobiła krótką przerwę. – Itachi!
- Co jest dziewczyno? Nie drzyj się tak. – Usłyszeliśmy głos starszego Uchiha.
- Wpadnie na chwilę dwójka gości. Odgrzej coś z obiadu. – Niebieskowłosa powiedziała słodko.
Uchyliłem drzwi salonu i spojrzałem na rozgrywającą się tam akcję. Czarnooki marszczył w dziwieniu brwi.
- Nie marszcz się tak bo zmarszczek dostaniesz. – rzuciłem niedbale zwracając na siebie ich uwagę i dając Konan możliwość ulotnienia się. Niestety nie wyszło jej. Gdy była już na ostatnim schodku Itachi zauważył jej nieobecność.
- CO ZA GOŚCIE?! – krzyknął do niej i pobiegł za nią.
Zwróciłem wzrok w stronę Sasuke.
- Ciekawe o co chodzi. – mruknąłem.
- Też chciał bym to wiedzieć – powiedział zmartwiony.

Siedzieliśmy w milczeniu w pokoju Sasuke i czekaliśmy na niezapowiedzianych gości. Brunet co chwilę rzucał mi zmartwione spojrzenia, co mnie powoli zaczynało irytować. Nie potrafiłem się jednak wściec, gdyż dla mnie to było również dziwne. O co może chodzić? Czy w moim życiu muszą następować kolejne zmiany, tuż po tym jak wszystko zaczęło się układać? Sasuke…czy ty wiesz coś czego ja nie wiem? Spojrzałem na niego smutno i napotkałem jego wzrok.
- O co chodzi Sasuke? – zdałem sobie sprawę, że wypowiedziałem te słowa na głos dopiero, gdy uśmiechnął się do mnie smutno.
- O nic… - powiedział niepewnie, ale gdy uraczyłem go karcącym spojrzeniem, dopowiedział. – Nie znoszę niepewności. Nie mam pojęcia, czy znów się wszystko nie zawali. – westchnął, a ja pokiwałem smutno głową.
- Obiecaj, że mnie nigdy nie zostawisz. – mruknąłem. Potrzebowałem teraz pewności, czegoś co będzie stałe niezależnie od chwili. Brunet spojrzał na mnie nieco zdziwiony, po czym uśmiechnął się ciepło. Tak jak jeszcze nigdy się nie uśmiechał.
- Obiecuję. – podszedł do mnie i pocałował. Najpierw delikatnie muskał moje usta, a gdy uchyliłem je zapraszająco, badał swoim językiem wnętrze. Odwdzięczałem się tym samym. Całowaliśmy się, jakby to był ostatni pocałunek, jakbyśmy chcieli na wieczność zapamiętać smak drugiej osoby. Jego dłonie znalazły się pod moją koszulką, a moje gładziły jego kark.
Ktoś otworzył z hukiem drzwi. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na przybysza. Niemożliwe. Patrzyłem w szoku na stojącą w drzwiach Tsunade. Babcia? Co ona tu robi? Przecież zginęła trzy lata temu!
- Eee.. przepraszam, że przeszkadzam. Powiedzieli, że tu jesteście. Naruto? – spojrzała na mnie niepewnie. Odkaszlnąłem i rzuciłem okiem na nic nie rozumiejącego Sasuke.
- To jest moja babcia Tsunade – przedstawiłem blondynkę brunetowi. – Babciu, to mój… ee – spojrzałem na niego niepewnie, a gdy pokiwał głową, dokończyłem – chłopak Sasuke Uchiha. – zapadło pełne napięcia milczenie. – Babciu.. przecież ty…
- Wybacz Naruto – przerwała mi. – Po rozbiciu ważnego gangu, ja i Jiraya musieliśmy zniknąć. Teraz, gdy wszystko już się skończyło mogliśmy w końcu wrócić. Przepraszam, że mnie nie było dwa lata temu.. – podbiegła i przytuliła mnie, a ja byłem w szoku. Odsunąłem ją niepewnie od siebie.
- Co teraz będzie?
- Jak to co? Zamieszkasz z nami. Umiesz angielski, bo uczyłeś się go od małego, więc nie sprawi ci problemu mieszkanie w Anglii. – spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- W Anglii? – Sasuke również był w szoku. – Ale ja mam tu szkołę, przyjaciół…
- Kakashi mówił jak wygląda twoja sytuacja z rówieśnikami. W Anglii będziesz mógł zacząć od nowa, poznasz nowych przyjaciół.
- Nie! – krzyknąłem. – Myślisz, że możesz tu pojawiać się po trzech latach i dyktować mi jak żyć? Dwa lata mieszkam sam i sobie radzę! – wybiegłem z pokoju trzaskając drzwiami. W przedpokoju wpadłem na Jiraye, który chciał się ze mną przywitać. Wyminąłem go i wyleciałem z domu. Znów na boso, bez kurtki. Walić to. Czułem w oczach łzy. Pobiegłem do parku i usiadłem na jednej z ławek. Już się nie powstrzymywałem tylko płakałem. Dlaczego ja? Czemu, gdy wydaje się, że wszystko się układa, coś musi to zniszczyć? Nie chcę już tak żyć! Podkuliłem do siebie nogi i schowałem twarz w rękach. Koszmar! Wraca, gdy uważamy, że wszystko już jest w porządku.
Usłyszałem kroki. Kogo niesie?! Nie widać, że chcę być sam?!
- Naru? – odezwał się niepewnie Sasuke. – Nic…
Nie dałem mu dokończyć. Rzuciłem się mu w ramiona i zatopiłem swoje usta w jego. Chcę pamiętać!
Gdy oderwałem się od niego dalej będąc przytulonym, moim ciałem nie przestawał wstrząsać szloch. Gładził mnie po plecach.
- Naru.. To nie musi być koniec przyjaźni. – spojrzałem na niego niepewnie. – Do skończenia liceum zostało ci tylko kilka miesięcy. Będziesz mógł pójść na studia, gdzie będziesz chciał. – Uśmiechnął się.
- Sasuke… Bądź szczęśliwy. – wykrztusiłem tylko ponownie wtulając się w jego tors. Zaczynało mi być zimno. Znów.
- Naruto… przecież to ja obiecałem, że nigdy cię nie opuszczę. Będę czekał. Choćby wieczność. – posiedzieliśmy chwilę w milczeniu. – Chodźmy już, bo się przeziębisz. – powiedział nagle, opatulając mnie swoją kurtką i podając moje buty, które zabrał z domu.


Następny rozdział Straconych Nadziei pojawi się pomiędzy wtorkiem a sobotą.
( Obiecuję, że rozdział będzie dłuższy niż dotychczas:) )
Serdecznie zapraszam

2 komentarze:

  1. O nie moja droga!! Tak Ty mi tego tutaj nie zakończysz!! Nie zgadzam się! Jak to do Anglii, ja się pytam?? Proszę o dokończenie co się działo potem, możesz zrobić kilka lat później, ale żeby było pełne opowiadanie, bo po tym co żeś tu skonstruowała pozostaje niedosyt!
    Cały rozdział wyszedł Ci fantastycznie ale, że do Anglii chcesz go słać?! Już myślałam, że gdy odzyskał babcie to razem zamieszkają i takie inne. Jego kontakt z rówieśnikami będzie lepszy i z Sasuke mu się wszystko ułoży, że będzie się uśmiechał i takie duperele. Ale po przeczytaniu zdania, że jedzie do Anglii to mnie szlak trafił! Najpierw było zdziwienie, wszechogarniające zdziwienie i pytanie w głowie ,,jak to tak? Jak to do Anglii?" a potem przyszła złość na to, że chcesz to tak zostawić! Nie, ja się nie zgadzam! Teraz będę ciągle myślała i tworzyła jakieś głupie scenariusze odnośnie zakończenia. Nie musisz dodawać od razu ale żebyś dodała...proszę...
    Pozdrawiam
    kauru

    OdpowiedzUsuń
  2. Dowieszam swój transparent z wymalowanym hasłem protestacyjnym ;D My chcemy jeszcze! My chcemy jeszcze! O! A rozdział udany. Prawie, że sielanka. Naruto naprawdę jest skrzywdzonym stworzeniem. Najgorzej jest otworzyć serce, bo zawsze pozostaje strach, że zły los, ktoś wsadzi tam nóż. Póki bronimy się przed uczuciami, to wiadomo, że nic nas nie zrani ale z drugiej strony ciężko bez nich żyć. Naruto znalazł Sasuke, ale ten lęk straty pozostaje.
    No to teraz czekam na kolejny rozdział tekstu głównego. Trzymaj wena mocno a my tu sobie poczekamy.
    Pozdrawiam :*
    Daimon

    OdpowiedzUsuń