Info

To moje pierwsze przedsięwzięcie tego typu więc prosiłabym o dość łagodne komentarze, krytyka nie jest bynajmniej zła ale w ograniczonych ilościach i bez użycia wulgaryzmów. Treść może zawierać elementy yaoi więc jeśli komuś to przeszkadza niech grzecznie opuści tę stronkę bez pozostawiania zbędnych śladów. Wulgarne i obrażające właścicielkę, bądź innych użytkowników komentarze zostaną natychmiastowo usunięte.

środa, 5 stycznia 2011

Czar Świąt 4/5

Wybaczcie mi to kolejne spóźnienie, alenie miałam możliwości skorzystania wcześniej z internetu.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Jeśli się uda jutro wstawię ostatnią część.
Zapraszam do czytania.
Opowiadanie świąteczne
"Czar świąt"

25.12

Obudziłem się czując przyjemne ciepło obok. Instynktownie wtuliłem się w nie i wtedy włączyła się świadomość. Ciepło? Obok mnie? Przypomniałem sobie swą prośbę skierowaną wczoraj do bruneta i odsunąłem się. Niestety trochę zbyt gwałtownie, bo po chwili znalazłem się na podłodze. Zwabiony hałasem Kakashi otworzył drzwi w momencie, gdy lekko potłuczony wstałem z ziemi. Huk obudził pewnie każdego w tym domu, dlatego nie zdziwiłem się, gdy usłyszałem przy uchu głos Sasuke.
- Co ty robisz na ziemi?
Spaliłem buraka. Nic w tym dziwnego, przecież to musiało wyglądać idiotycznie. Wściekły na cały świat schowałem się pod kołdrę, którą spadając zdjęłem z łóżka. Położyłem się na podłodze i powiedziałem, żeby wyszli. Po chwili usłyszałem śmiechy. Kurwa! Jak ja nienawidzę gdy się ze mnie śmieją. Od dwóch lat nic tylko wyśmiewanie się ze mnie. Mam dość! Czy marzenie by choć raz w życiu coś mi się udało, to zbyt wiele?! Chcę mieć po prostu znów rodzinę i ludzi, którzy mnie kochają! Wiem, że oni nie chcieli mnie obrazić, ale za każdym razem gdy słyszę, że ktoś się ze mnie śmieje, przed oczami pojawiają mi się te chwile. Sytuacje, które chciałbym z życia wymazać. Cholera! Szczęście jest takie ulotne. Przychodzi na chwilę byśmy później za nim tęsknili. Tylko, że.. nie umielibyśmy go docenić, gdyby nie było smutku, prawda? Ech.. To moje małe, bezsensowne życie coraz bardziej mnie męczy.
Wstałem z podłogi i podszedłem do plecaka, który ktoś ustawił w rogu. Wyciągnąłem jedną z moich koszulek i spodnie, po czym ubrałem się szybko. Dzisiaj będziemy otwierać prezenty. Pewnie każdy jest już w salonie i czekają tylko na mnie. Ciekawe czy przysłaliby kogoś, jakbym zrobił im na złość i jak najdłużej odwlekał zejście na dół?
Rozmyślania przerwało mi pukanie do drzwi. Ktoś uchylił je lekko, a moim oczom ukazała się ruda głowa Sasoriego.
- Idziesz już? Wszyscy czekają. – nie no, a ja myślałem, że są ciut cierpliwsi. Kiwnąłem potakująco głową i wyminąłem go w drzwiach kierując się w stronę salonu. Rudy jak cień podążył za mną. Cholera! Nie musicie mnie pilnować! Jestem już dużym dzieckiem. W danym momencie nie liczył się głos rozsądku, który mówił, że przecież Sasori też idzie do salonu. Teraz przez chwilę byłem poirytowanym nastolatkiem niezrozumiałym przez świat. Przecież każdemu wolno choć jeden dzień być dzieckiem. Zwłaszcza, że ja od dwóch lat musiałem być dorosły zawsze. W każdej sytuacji.
Prychnąłem, gdy w ostatnim korytarzu wyprzedził mnie i otworzył mi drzwi do salonu. Co to ja baba jestem? Spojrzałem na niego wrogo, na co on uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Dżentelmen się znalazł od siedmiu boleści. Wszedłem do salonu wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechem. Tak. Pewnie Kakashi wszystko im opowiedział. Zacisnąłem usta w cienką linię i usiadłem w wolnym fotelu. Gdy Sasori rozsiadł się wygodnie, Itachi niczym małe dziecko rzucił się do choinki. Chwycił leżący najbliżej prezent.
- To dla ciebie. – Podał Kakashiemu prezent, który pomógł mi wybrać dla niego Sasuke. Wszyscy zaciekawieni patrzyli jak go rozpakowuje.
- Obraz? – mruknął zdziwiony siwowłosy. Ze wszystkich stron rozległy się głosy „Pokaż!”, „Co dostałeś?”, „Ekstra!”. Rozejrzał się po zgromadzonych, zapewne zastanawiając się od kogo ten prezent. Zatrzymał na mnie wzrok i uśmiechnął się mówiąc ciche „Dziękuję”. Wzruszyłem lekko ramionami.
Gdy wszyscy obejrzeli moje dzieło Itachi chwycił kolejną paczkę, dzięki czemu znalazł się w centrum uwagi. Deidara uśmiechnął się triumfująco i wyrwał paczkę brunetowi rzucając ją mi. Skrzywiłem się widząc neonowy żółty kolor. Jakby to ujęły dziewczyny ze szkoły – oczojebny. Niepewnie rozpakowałem prezent szykując się na najgorsze. Co to kurwa ma być?! Miałem ochotę krzyknąć. Strój lisa ewidentnie kupiony w sex shopie. Zamiast jednak rzucić się z pięściami na blondyna, uśmiechnąłem się oszczędnie i popukałem w głowę.
- Jesteś jakiś niewyżyty seksualnie? – zapytałem poważnie, a wszyscy zaczęli się śmiać. Dei całkowicie nie przejęty uśmiechnął się.
- Przecież ten strój do ciebie pasuje – powiedział udając oburzenie. – Wąsiki już masz. – miałem ochotę zatłuc go za wyszczerz, którym mnie obdarzył po wypowiedzeniu tego zdania. Chyba reszta zauważyła, że mina mi zrzedła, bo ucichli. A Sasuke spojrzał na mnie pytająco. Deidara nie wiedząc o co chodzi obdarzył mnie przepraszającym uśmiechem.
- A tak właściwie skąd masz te blizny? – spytał siedzący do tej pory cicho Nagato. Konan nieskutecznie próbowała go uciszyć. Zamknąłem oczy by nie wybuchnąć. To pytanie mnie denerwuje, albo wyciska ze mnie łzy. Wszystko zależy od sytuacji w jakiej się znajduję. Spojrzałem po wszystkich i uciszyłem ręką Sasoriego, który chciał zacząć wrzeszczeć na fioletowowłosego.
- To pamiątka – powiedziałem TYM głosem. Widziałem jak wzdrygnęli się, gdy go usłyszeli. – Bym nie zapomniał, że to była moja wina. – W ich oczach widziałem współczucie i litość. To przelało czarę goryczy i już się nie powstrzymywałem. – Co się tak kurwa patrzycie! Nie chcę współczucia! I to kurwa była moja wina! Pierdolić was! – krzyknąłem na koniec i wyszedłem by przypadkiem kogoś nie pobić. Ubrałem buty i kurtkę i wyszedłem z domu. Za sobą usłyszałem trzask drzwi. Kogo ciągnie?! Muszę ochłonąć. Kroki były coraz bliżej.
Po chwili poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Chciałem ją rzucić, ale odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą Sasuke. Nie patrzył na mnie tak jak tamci. W jego spojrzeniu kryło się nieme pytanie.
- Chodźmy do parku wszystko ci opowiem. – powiedziałem cicho. Kiwnął głową na znak, że rozumie i skierował się ze mną w stronę parku.

Usiedliśmy na jednej z nielicznych odśnieżonych ławek. Wokół było mnóstwo drzew, a w oddali majaczyła świątecznie wystrojona choinka. Odetchnąłem kilka razy. I spojrzałem na Sasuke, który cierpliwie czekał.
- Ile powiedział ci Itachi? – zacząłem od upewnienia się, że jego informacje są bardzo ubogie.
- Powiedział, że dwa lata temu w święta straciłeś rodziców. – przerwał na chwilę. – I, że to był wypadek.
Pokiwałem smutno głową. Spojrzałem na leniwie płynące po niebie obłoki. Wypadek? W moich myślach pojawiło się słowo, które męczy mnie od dwóch lat. Czułem przytłaczające poczucie winy. Powstrzymałem łzy. Wziąłem głębszy wdech i odwróciłem głowę w stronę bruneta. Zdawałem sobie sprawę, że będę w stanie mówić jedynie TYM głosem, lecz czułem, że Sasuke nie będzie to tak bardzo przeszkadzać.
- Żeby zrozumieć, dlaczego to jest dla mnie tak trudne, musimy się cofnąć jakieś 4 lata. – zrobiłem na chwilę przerwę. – Trafiłem wtedy do szpitala, gdyż zostałem pobity. Poznałem tam chłopca z domu dziecka. Na początku staliśmy się przyjaciółmi. W ciągu czterech miesięcy po tym jak wyzdrowiałem moi rodzice, po długich namowach, zaadoptowali go. Nazywał się Gaara No Sabaku i sam również stracił rodzinę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to za ból, ale starałem się dać mu to co stracił. Przysiągłem, że nie spocznę póki nie zobaczę na jego twarzy uśmiechu. Po roku znajomości staliśmy się dla siebie kimś więcej. Czułem, że go kocham, a on odwdzięczał mi się równie wielką miłością. – skrzywiłem się lekko mówiąc o uczuciach. Lecz tych byłem pewien i nie wstydziłem się ich. – Było coraz lepiej. Miałem cudownych rodziców, którzy akceptowali to kim byłem i świetnego chłopaka, który ze mną mieszkał. Niestety nie osiągnąłem tego, co przysiągłem sobie obiecać. Nie ujrzałem na jego twarzy prawdziwego uśmiechu, aż do Wigilii, która miała miejsce dwa lata temu. Kupiłem mu prezent, który wyrażał jak wiele dla mnie znaczy. Wtedy zobaczyłem na jego twarzy uśmiech. – patrzyłem tępo w buty. Czy nawet nie będę umiał już za nimi płakać? Wyciągnąłem wiszący na mojej szyi wisiorek z trzema kryształami i pokazałem go Sasuke. Z tyłu największego z nich były wygrawerowane słowa „ Daję ci miłość po grób” – Nikomu prócz mi nie chciało się iść na spacer. W końcu był późny wieczór. – mówiłem coraz wolniej i ciszej. – Namówiłem wszystkich by ze mną poszli do parku. Przebiegłem przez ulicę, moi rodzice i Gaara byli kilka metrów za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem nadjeżdżający samochód. Krzyknąłem do nich „UWAGA!”. Odwrócili się i na moich oczach zostali potrąceni. Kierowca jechał sporo powyżej ograniczenia. Był pijany. Kawałki szkła ze szyby, zostawiły mi te blizny na twarzy. Moi rodzice... zginęli na miejscu. Gaara... umarł w drodze do szpitala. A ja... zostałem sam. – Zamilkłem. Przełknąłem ślinę i spojrzałem w oczy mojemu rozmówcy. Znalazłem w nich nutkę zrozumienia.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, po czym brunet objął mnie lekko.
- Teraz już wszystko będzie dobrze. – szepnął. Och, jak ja bym chciał, żeby to była prawda. Ale nie wierzę w cuda. Chciałbym się cieszyć tym co mam, ale chyba mi nie wychodzi, bo nie mam nic. Chociaż.. przecież teraz mam Sasuke. Pokręciłem głową i wstałem. Ruszyliśmy spowrotem do domu.

- Sasuke! Naruto! – Itachi wybiegł z salonu i ścisnął nas jakby chciał nam połamać wszystkie żebra. Skrzywiłem się i wystękałem by mnie puścił. – Przepraszam Naruś za niego. – powiedział robiąc słodkie oczka. Wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem co powiedzieć, lecz wyręczył mnie młodszy Uchiha.
- Naruto musiał się uspokoić, żeby przypadkiem nie pobić kogoś w święta, ale nie jest zły – uśmiechnąłem się lekko.
Z pokoju wyszedł Deidara. Wyglądał jak zbity pies. Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco, na co odetchnął z ulgą. Rzucił nerwowe spojrzenie Itachiemu, lecz ten był zajęty mną. Wróciliśmy do salonu.
- Oj Itasiu – Sasuke rzucił bratu pobłażliwe spojrzenie. – nie mogłeś się oprzeć, by nie rozpakować wszystkich prezentów. – Starszy Uchiha zignorował swojego brata.
- Naruś, dzięki za świetny prezet. Nie sądziłem, że zapamiętasz, że ten mi się spodobał. – Uśmiechnął się do mnie szeroko.
Usiadłem w fotelu. Pain spojrzał na mnie z podziwem. Uniosłem pytająco brwi.
- Masz niezwykły talent. Powinieneś mieć możliwości by go rozwijać. – wytłumaczył. – Nie myślałeś nigdy o stypendium artystycznym? – Cóż miałem odpowiedzieć. Oczywiście, że myślałem, ale do tego trzeba wygrać konkurs stanowy. Niestety nigdy nie miałem możliwości, by wpłacić wpisowe na takowy. I wracamy do punku wyjścia. Brak kasy, brak możliwości wzięcia udziału w konkursie = brak szans na stypendium. Wzruszyłem ramionami. Na razie radzę sobie sprzedając moje dzieła. Ciekawe czy Itachi powiedział im o tym, że dorabiam sobie w taki sposób, który bądź co bądź nie był do końca legalny.
Spojrzałem na Sasuke, który nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Chwyciłem go za rękę, przez co zarumienił się lekko i pociągnąłem w stronę choinki. Sięgnąłem po jeden z ostatnich prezentów i wyraźnie zobaczyłem jak w jego oczach błysnęło zaciekawienie.
- To dla ciebie. – Wręczyłem mu paczkę. Spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnąłem mu głową, by rozpakował.
Miałem wrażenie, że widzę jego reakcję w spowolnionym tempie. Oczy rozszerzyły mu się w szoku, a usta otworzyły mimowolnie. Dotykał delikatnie palcami moją pracę, patrząc na nią niedowierzająco. Zaniemówił.
Itachi zdziwiony reakcją brata podszedł i zajrzał mu przez ramię. Na jego twarzy pojawiło się równie wielkie zaskoczenie. Poczułem niezwykłą satysfakcję. Udało się. Podoba mu się.
Sasori zbyt zajęty Deidarą nawet nie zauważył niczego niezwykłego w zachowaniu brunetów. Za to Pain wstał i spytał mnie.
- Co to jest?
- Mój najnowszy obraz.. – ugryzłem się w język by nie powiedzieć, że wykorzystałem by go namalować ostatnie płótno. – jak Sasuke się nim nacieszy na pewno ci pokaże. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i o dziwo rudy odwdzięczył mi się tym samym.

Było już popołudnie. Siedziałem w pokoju Sasuke, który jeszcze kończył jeść obiad. Coraz bardziej podoba mi się ten dzień. Czy będę w stanie znów pokochać święta? Nie.. Marzenia, marzeniami, ale w cuda to ja wierzyć już nie potrafię.
Drzwi uchyliły się lekko i zobaczyłem uśmiechniętego Sasuke.
- Wiesz, chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć za ten prezent. – CO? Nie no chyba mam Deja vu. To samo powiedział mi Gaara i miał na myśli... Spojrzałem na niego w szoku. Nie. Nie możliwe, że on myśli o tym samym co ja. Kurwa! O czym ja myślę? Sprzedałem sobie liścia, żeby wygonić niepotrzebne myśli. Brunet rozszerzył oczy w zdziwieniu. W sumie mu się nie dziwię. To nie jest normalne bić samego siebie. Nie to żebym był masochistą, ale normalny też nie jestem. Uśmiechnąłem się do niego, kładąc rękę na karku w zakłopotaniu. Jeny, co się ze mną dzieje. Jeszcze jakieś tiki mam.
Wstałem z zamiarem udania się do pokoju gościnnego, który zajmowałem, lecz chłopak stanął mi na drodze.
- Uchiha nie lubią mieć długów. – powiedział poważnie. Spojrzałem na niego jak na wariata.
- Sasuke n-n-no co ty? – zacząłem się lekko jąkać ze zdenerwowania. – Przecież ty już dałeś mi prezent. – rzucił mi pytające spojrzenie. – Możliwość spędzenia tu świąt jest najlepszym darem jaki mogłeś mi dać. – No. Wróciła pewność siebie, którą brunet po chwili zgasił namiętnym pocałunkiem.
- Naruto..- wyszeptał zmysłowym głosem. Kurwa! Co to się porobiło. To on potrafi tak mówić? – Nie uciekaj przede mną.
I co tu takiemu odpowiedzieć. Chciałem się chwilę zastanowić, żeby skleić jakieś porządne zdanie, ale ten czarnowłosy, czarnooki drań uniemożliwił mi to spowrotem wpijając się w moje wargi. Mruknąłem z przyjemności. To mi się podoba? Nie no, naprawdę coraz gorzej ze mną.
W czasie, gdy ja biłem się z myślami Sasuke zjechał pocałunkami na moją szyję zostawiając na niej kilka malinek. Ciekawe co dziewczyny powiedzą po świętach? Kurwa o czym ja myślę. Nie wiadomo kiedy moja koszulka znalazła swoje miejsce na ziemi, a brunet zaczął powoli znaczyć językiem trasę na moim torsie.
Gdy zaczął bawić się moimi sutkami, nie wytrzymałem i oparłem się o ścianę mrucząc z przyjemności. Wszystkie myśli gdzieś się ulotniły. Zostało tylko to, co było tu i teraz. Została tylko dzika namiętność i pożądanie. Zjechał językiem na moje podbrzusze.
- Sasuke – wyszeptałem pomiędzy westchnięciami. – Weź mnie.
Zauważyłem na jego twarzy uśmiech satysfakcji, po czym zostałem przeniesiony na łóżko. Rozebrał mnie szybko i poczęstował oceniającym spojrzeniem. Polizał moją męskość po całej długości, by następnie bezceremonialnie wziąć całą do ust.
- Kurwa! – Nie spodziewałem się tego. Dobry był. Ale do cholery, jakim cudem nie zauważyłem wcześniej, że ma kolczyka w języku. – Teme.. – mruknąłem. – czemu...
Przerwał na chwilę, by spojrzeć na mnie pytająco, po czym zapewne zdając sobie sprawę o co chodzi uśmiechnął się drapieżnie.
- Nie pytałeś.
Zaszczyciłem go zabójczym spojrzeniem, które niestety... a może stety, nie zabiło go. Lecz już po chwili byłem w niebie.
Dotyk jego warg, zwinny język, chłodny metal na rozgrzanej skórze. Przez chwilę myślałem, że tracę kontakt z rzeczywistością i wtedy to się skończyło. Cholera! Dopiero teraz zauważyłem, że on jest jeszcze w ubraniu. Patrzyłem na niego spod półprzymkniętych powiek, a on jak na złość rozbierał się strasznie wolno. Nie myślałem. Teraz potrzebowałem tego, czego przez dwa lata nie miałem.
- Draniu – krzyknąłem. – Zdejmuj to szybciej i chodź tu!
Najwyraźniej na to czekał, bo po kilku sekundach czułem już w sobie jego palec. Składał pocałunki na moich ustach i twarzy, by po chwili do dać jeszcze dwa palce. Jęknąłem cicho, gdy zaczął mnie rozciągać. Nie chciało mi się tyle czekać.
- Wejdź we mnie – wystękałem. Kurwa! Już nawet mówić porządnie nie byłem w stanie.
Spojrzał na mnie trochę niepewnie, lecz po chwili wyjął palce. Zapewne uznał, że jestem na tyle podniecony, że nie będzie mnie zbytnio boleć. Gówno prawda. Chciałem, żeby bolało. Cofam swoje poprzednie słowa. Jestem masochistą. Jak komuś przeszkadza niech się wali na mordę! Dziwne, że właśnie takie myśli nawiedzają mnie podczas stosunku z człowiekiem, którego nienawidziłem.
Założył sobie moje nogi na ramiona i zaczął powoli we mnie wchodzić. No bez jaj. Drań delikatny? Nabiłem się na do końca i nie uroniłem nawet jednej łezki. Niech sobie nie myśli, że jestem słaby. Mimo wszystko bolało. Nawet cholernie bolało, ale postanowiłem mieć to gdzieś i zacząłem poruszać biodrami.
Bruneta najwyraźniej zatkało, bo trochę trwało nim sam zaczął mnie posuwać. Podniosłem się i wpiłem w jego usta, po czym przeszedłem na policzek, by skończyć ssąc jego ucho.
- Pieprz mnie draniu. – szepnąłem podgryzając je, a on wydał pomruk aprobaty.
Z naszych ust wyrywało się posapywanie i westchnięcia. Czasem jedno z nas jęknęło głośniej. Doszliśmy prawie jednocześnie, a Sasuke oparł się na mnie.
Zrzuciłem go z siebie tak, że prawie wylądował na podłodze. Spojrzał na mnie pytająco.
- No co? Ciężki jesteś – powiedziałem od niechcenia, a on wybuchł śmiechem.
- Jesteś zajebisty – wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
- Więc mam rozumieć, że następnym razem to ja będę na górze? – zapytałem poważnie, lecz widząc jego minę roześmiałem się.
Z korytarza dobiegły nas śmiechy i szepty. Na co wściekły brunet wydarł się.
- Kakashi, Itachi znów podsłuchujecie?! – nie umiałem powstrzymać chichotu. – Przepierzcie się nawzajem to nie będziecie tacy niewyrzyci!
Nie wytrzymałem i zacząłem tarzać się ze śmiechu.
- Wybacz Sasuke, ale oni właśnie to robią! – odezwał się roześmiany głos zza drzwi.
- Deidara? – Bruneta wyraźnie zacięło.

Podczas kolacji wszyscy milczeli, co Pain najwyraźniej uznał za dziwne.
- O co chodzi? – Spytał niepewnie.
- Lepiej nie pytaj. – mruknąłem. Na co wszyscy prócz oczywiście niedoinformowanego Yahiko wybuchli śmiechem.
Gdy się najadłem wstałem od stołu, a za mną to samo uczynił Sasuke. Na schodach spojrzał na mnie niepewnie i spytał.
- Mogę dziś znów z tobą spać? – jego pytające spojrzenie wywołało niekontrolowany uśmiech na mojej twarzy.
- Spać czy SPAĆ? – odparłem poważnie, a on zarumienił się. Kurwa! Widziałem rumieniącego się Uchiha. Muszę zapisać ten dzień w pamiętniku.
- Wiesz co mam na myśli – powiedział zmieszany. Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. – Aa..ee.. Naruto?
- Tak?
- Wiesz jesteś dla mnie ważny. – Nie no, kolejny dzień na opak. Sasuke mówiący o... uczuciach?
- Nie musimy o tym rozmawiać. – Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. – Mamy jeszcze mnóstwo czasu by sprawdzić ile w tym prawdy.
Wyraźnie usłyszałem jak odetchnął z ulgą, po czym udaliśmy się spać.

2 komentarze:

  1. Nie przepraszaj ważne, że dodałaś kolejny rozdział :D
    No i właśnie co do rozdziału...na pewno nie spodziewałam się tak szybkiej akcji, ba! nie sądziłam, że pójdą do łóżka. Naruto jest masochistą...coż z tym się zgodzę, gdyby nie był to w anime nie latał by za Sasuke, za każdym razem dostając wpierdol ;D Ale Sasuke pokazujący swoje uczucia? To mnie dobiło na początku, ale potem stwierdziłam, że to taka miła odmiana, wszędzie piszą o lodowym księciu, a Ty pokazałaś to coś tam głęboko pod jego lodem (chodzi o serce, bez skojarzeń proszę ^^). Spodobało mi się jeszcze to, iż wplotłaś tu postacie z Akatsuki, strasznie ich lubię bo są tacy śmiechawkowi ;D Ogólnie, na razie super, zobaczymy jak sobie poradzisz z zakończeniem ;D
    Pozdrawiam,
    kauru

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział, w ogóle dobrze piszesz, bardzo mi się podobało:D
    Agu

    OdpowiedzUsuń